Statut | Historia | Informacje | Odznaki | PTT Nowy Sącz | Bezpieczeństwo | GOPR | Kontakt | Księga Gości |
![]() |
RELACJE
Martyna Gródek Jolanta Augustyńska ![]()
Pomysł na zdobycie
najwyższego szczytu Europy zrodził się w roku
poprzednim, natomiast ostateczny skład ekipy,
jak i wszelkie ustalenia zostały powzięte na
około miesiąc przed wyjazdem. Plan zakładał
wyjazd na nieco ponad tydzień (od piątku 18
lipca 2014 do niedzieli 27 lipca 2014).
Pierwszy okres spędziliśmy w Szwajcarii, na kempingu Kapellenweg w dolinie Saas-Grund. Mieliśmy tam przejść aklimatyzację. Niestety pogoda łaskawa dla nas nie była, toteż po wyjściu jednego dnia na wysokość 2288 m n.p.m w dolinie Zermatt oraz wyjeździe z doliny Saas-Grund kolejką na wysokość 3200 m n.p.m , oraz z doliny Saas – Fee na 3000 m n.p.m postanowiliśmy zakończyć szwajcarską część wyprawy i przejechać do Chaminix. Nie udało się w ramach aklimatyzacji zdobyć żadnego z planowanych szwajcarskich czterotysięczników ze względu na padający deszcz lub śnieg, toteż we Francji mieliśmy zamiar stopniowo zbliżać się do Dachu Europy. Chamonix przywitało nas piękną słoneczną pogodą. Pierwszy słoneczny dzień! Prognozy, które otrzymywaliśmy od naszych bliskich sprawdziły się do tej pory niemal idealnie. Kolejno wynikało z nich, że najlepszym dniem na zdobycie Mont Blank będzie piątek. We środę 23 lipca wyjechaliśmy z Chamonix. Tramway du Mont Blanc z Le Fayet 533 m dowiózł nas do stacji Nid d'Aigle na wysokość 2372 m. Nie obyło się bez małej przygody – nasz tramwaj o wyznaczonej godzinie nie odjechał! Awaria sprawiła, że musieliśmy czekać nieco ponad godzinę na kolejny odjazd. Trochę nas to martwiło, ponieważ na popołudnie zapowiadane było pogorszenie pogody z opadami deszczu. Z końcowej stacji ruszyliśmy na szlak prowadzący do schroniska Tete Rousse (3167 m). Blisko osiemset metrów przewyższenia pokonaliśmy w około dwie godziny. Po dotarciu na pole namiotowe, tuż powyżej schroniska, rozbiliśmy nasz obóz. ![]() Wystartowaliśmy dopiero o dziesiątej i do schroniska Gouter doszliśmy po prawie trzech godzinach bowiem na szlaku nie byliśmy sami. Grupy połączone linami z przewodnikami ciągnęły w górę i w dół. Na wąskim, bardzo stromym i skalistym szlaku trudno było się wyminąć. Na górze po raz pierwszy mieliśmy okazję z „bliska” podziwiać francuski alpejski śnieżny krajobraz. Nic więcej tego dnia zrobić się nie dało – odpoczęliśmy w schronisku, sprawdziliśmy raz jeszcze prognozę pogody i tą samą drogą wróciliśmy do naszej bazy. Tuż po dotarciu do namiotów alpejska pogoda raz jeszcze dała znać o swej wielkiej zmienności. Ulewa a potem gradobicie zapaliło w nas dużą iskrę niepewności, a nawet zwątpienia! Najlepszy wg prognoz czas na zdobycie szczytu mógł się okazać pobożnym życzeniem. Na szczęście, około dwudziestej opady się zakończyły i znacznie obniżyła się temperatura, z kilku stopni powyżej zera zmieniła się na kilka poniżej. Wróżyło to dla nas dobre warunki! Przygotowania do wyjścia rozpoczęliśmy około pół do drugiej w nocy, na szlak wyruszyliśmy o 2.15. Przed nami szło sporo zespołów, tak, że z dołu, aż do górnego schroniska drogę znaczyły światła z czołówek. Tym razem śnieg był zmrożony i po dwóch godzinach wspięliśmy się w okolice schroniska Gouter. Tutaj tylko mała przerwa i ruszamy dalej. Znowu towarzyszą nam światła czołówek, znacząc zarówno przed jak i za nami drogę. Idziemy na Dome du Gouter 4304 m n.p.m, kolejno mijamy schron Vallot 4363 m n.p.m i wychodzimy na wąską grań podszczytową Bosses i w końcu stajemy na dość obszernym, płaskim szczycie. Tak, na szczycie! Dotarliśmy tam dokładnie o 10.00 25 lipca 2014r. w słoneczny, mroźny i wietrzny dzień. Zmęczeni, marznący ale bardzo zadowoleni! Po drodze ![]() Wracaliśmy powoli tą samą drogą, robiąc kilka przerw, jedną nieco dłuższą przy schronie Vallot. Przy schronisku Gouter czuliśmy się naprawdę zmęczeni, toteż postanowiliśmy w nim odpocząć. Blisko dwugodzinna przerwa w cieple pozwoliła nam zregenerować siły i dać gwarant bezpiecznego powrotu do naszych namiotów. Było przecież jeszcze do pokonania skaliste zejście ze sławnym kuluarem Rolling Stones, który mieliśmy pokonać już po raz czwarty. I tym razem był dla nas łaskawy – po niespełna 1,5 godzinie byliśmy bezpieczni na dole. Jednak nie wszyscy tego dnia mieli takie szczęście jak my, po około 3 godzinach od naszego zejścia, byliśmy świadkami błyskawicznej akcji ratunkowej w Żlebie Śmierci. W nocy budził nas silny deszcz i cicho opadający na namioty śnieg. Poranek przywitał nas 10 centymetrową warstwą świeżego śniegu. Do tramwaju wracaliśmy najpierw w śniegu a potem w deszczu. Zejście było naprawdę szybkie, po trwało tylko nieco ponad godzinę, spieszyliśmy się by zdążyć na odjazd tramwaju………, którego jednak nie było! Znowu tramwaj spłatał nam psikusa i kazał czekać na kolejny odjazd. Wracając wstąpiliśmy najpierw na kemping, gdzie mogliśmy się wykąpać!!!, potem zabawiliśmy chwil kilka w uroczym Chamonix. Do Polski wyruszyliśmy o 18 w sobotę, ostatni uczestnik dotarł do domu przed 20 w niedzielę. Sukces wyjścia to na pewno pogoda! Nam kazała na siebie czekać, tym nie mniej, okienko było na tyle duże, że wyjście się powiodło. Ludzie! Najbardziej doświadczonym spośród nas był Karol Krokowski, który 22 lata wcześniej, przy znacznie gorszych warunkach stanął po raz pierwszy na tym szczycie. Nie wszyscy znaliśmy się osobiście przed wyjazdem – naszym zwornikiem był Jacek Kalarus – to on zaplanował wiele istotnych rzeczy, podzielił nas na zespoły. Robert Biernacki prócz tego, że tak jak i wszyscy uczestniczył w zdobywaniu szczytu, był też naszym kierowcą i oczywiście pozostali uczestnicy, którymi byli: Paweł Noworolnik, Artur Kiryłów, Martyna Gródek i Jolanta Augustyńska. Byliśmy zgranym zespołem ;) Wszystkich zainteresowanych umieszczeniem tu relacji z wycieczek PTT prosimy o kontakt z webmasterem |