Polskie  Towarzystwo Tatrzańskie
Statut Historia Informacje Odznaki PTT  Nowy Sącz Bezpieczeństwo GOPR Kontakt Księga Gości
Aktualności
Wycieczki i wyprawy
Regulamin wycieczek
Szlaki spacerowe
Przewodnicy
Na niebieskich szlakach
Koło PTT w Tarnobrzegu
Przyjaciele
Relacje
GALERIA
Strona główna


Retezat
RELACJE

Joanna Król
Rumunia - Banat
29.05 - 2.06.2013


 
Tegoroczna wycieczka do Rumunii zaprowadziła nas do południowo-zachodniej  jej części - do Banatu. Ta  historyczno- geograficzna kraina , która przylega do Karpat południowych od północnego-zachodu, ma wyraźne granice naturalne, co przyczyniło się do jej wyodrębnienia, a nawet pewnego wyizolowania w kontekście dziejów historycznych. Praktycznie od XII w Banat należał do Węgier, w połowie XVI w dostał się pod panowanie tureckie, a od 1718 r. austriackie. Jako region przygraniczny, wyludniony i zniszczony wojnami, stał się dla Habsburgów terenem dość intensywnej akcji osiedleńczej. Dla zapewnienia rozwoju gospodarczego – głównie rolnictwa na żyznej, nadrzecznej równinie, osadzano tu nie Węgrów lecz przede wszystkim ludność pochodzenia niemieckiego określaną mianem Szwabów, a także Serbów z pobliskiej Wojwodiny (dziś północno-zachodnia Serbia – dokąd przybyli w XVI w z Kosowa, uciekając przed naporem popieranych przez Turków Albańczyków). Z połączenia Szwabów, Serbów, Wołochów, Węgrów i Rumunów powstała wielonarodowa społeczność, która mimo zmian strukturalnych, przemian politycznych i burz dziejowych przetrwała do dzisiaj.

 Pierwszym punktem programu wycieczki była Timiszoara, która zachowała atmosferę habsburskiego miasta, głównie dzięki licznym zabytkom z tamtego okresu. Spacer wśród barokowej zabudowy, starych kościołów i wspaniałych XIX-wiecznych kamienic  był dla nas niezapomnianą podróżą w przeszłość. Timiszoara nie na darmo nazywana jest Małym Wiedniem. Jest to wielonarodowa stolica Banatu uważana przez wielu turystów podróżujących po Rumunii za najpiękniejsze miasto tego kraju. Mijając położony centralnie Plac Wolności, doszliśmy do Placu Zjednoczenia z rzędami secesyjnych kamieniczek, okazałym pomnikiem Trójcy Świętej, otoczonym ozdobną balustradą pośrodku skweru oraz  Katedrą  św. Jerzego, do której weszliśmy na krótką modlitwę. Lekki deszcz nie zniechęcił nas do przejścia na kolejny, bardziej wielkomiejski Plac Zwycięstwa. To tutaj znajdują się główne zabytki Timiszoary. Spacerując po deptaku usianym klombami kwiatów podziwialiśmy piękną, secesyjną zabudowę pochodzącą z XIX w. W jego centrum stoi tzw. wilczyca kapitolińska - rzeźba wilczycy karmiącej Remusa i Romulusa, która była symbolem imperium rzymskiego. Od północy plac zamyka biała fasada teatru i opery narodowej, natomiast na południu ulokowana jest okazała, ceglana świątynia za strzelistymi wieżami - to rumuńska katedra prawosławna. Koniecznie musieliśmy wejść do środka, bowiem słyszane przez nas śpiewy wzbudzały zachwyt i równocześnie ciekawość. Chwila zatrzymania i refleksji, a potem szturm na okoliczne banki w celu wymiany waluty a potem przerwa na odpoczynek z łykiem kawy. Zaopatrzeni w rumuńskie leje ruszyliśmy żwawym krokiem na targowisko, gdzie zrobiliśmy pierwsze zakupy, głównie owoce i warzywa. Spacer po tym mieście odprężył nas po trudach nocy spędzonej w autokarze. To miasto urzeka, jednak my musieliśmy jeszcze dotrzeć tego samego dnia do Baile Herculane, pięknie położonego i wspaniałego niegdyś uzdrowiska, które powoli dźwiga się z upadku. Zamieszkaliśmy w post-komunistycznym, ale odnowionym hotelu.

   Ranek następnego dnia przywitał nas słońcem, dlatego po śniadaniu i spakowaniu plecaków ruszyliśmy autokarem doliną Czernei, aby dotrzeć do miejsca skąd wystartowaliśmy pieszo w kierunku wąwozu Tasnei. To najbardziej znany z wąwozów krasowych gór Mehedinti, które właśnie w tym obrębie zostały włączone do utworzonego w 1990 roku Parku Narodowego Domogled-Valea Cernei.  Początkowo szliśmy dość ostro w górę, wśród gęstych drzew, które jakby celowo zasłaniały to, co przed nami. Ponad granicą lasu jednak rozpostarł się nam widok na sam jar, wycięty w wapiennym masywie. Tworzy on wspaniałą scenerię turni, iglic i kazalnic porozdzielanych piarżystymi żlebami i kominami. W dole wije się i spływa z licznych progów wątły potoczek dzięki czemu nadaje temu miejscu dodatkowego uroku. Nasz spacer po wąwozie trwał ponad 2 godziny. Ciemne chmury i odgłosy nadchodzącej burzy pospieszały nas wszystkich na powrocie. Tylko nieliczni wrócili do autokaru lekko przemoczeni. Z niepokojem czekaliśmy na poprawę pogody bowiem wyjście na Domogled Mare - najwyższy szczyt masywu zawisło na włosku. Jednak po krótkiej burzy znowu zaświeciło słońce, więc podjechaliśmy w miejsce, skąd szlakiem żółtego pionowego pasa wyruszyliśmy w kierunku naszego celu. Część grupy wraz z kierowcami powróciła do Baile Herculane, aby realizować swój własny program na popołudniowe godziny. Natomiast ”górska” grupa widokową trasą wiodącą poprzez Crucea Alba, jaskinię Pastera de sub Sarban, Domogled Mic, po 3 godzinach mocnego wysiłku dotarła na Domogled Mare-1105 m npm.  Chociaż wysokość nie jest imponująca, to jednak przewyższenie 900m wielu z nas dało się mocno we znaki. Jednak warto było się trudzić bowiem wycieczka dostarczyła pięknych widoków  ( m.in. na Dunaj z przełomem Żelaznych Wrót, góry Cernei, Godeanu i Retezat). Nie brakowało też atrakcji botanicznych.

   Następnego, trzeciego już dnia naszego pobytu w Rumunii udaliśmy się nad Dunaj, jadąc wzdłuż rzeki przez Przełom Żelaznych Wrót. Dunaj jest w tym miejscu bardziej jeziorem, gdyż potężna zapora spiętrzyła jego wody i spowolniła nurt. W zatoce Mrconia wysiedliśmy z autokaru, bowiem z głębi wyłoniła się gigantyczna 40 metrowa płaskorzeźba Decebala wykuta w jasnej wapiennej skale, zawieszonej nad taflą zielonkawej wody. Z aparatami fotograficznymi weszliśmy na most, aby uwiecznić groźny wzrok ostatniego dackiego króla. Wstąpiliśmy jeszcze do znajdującego się opodal monastyru Mraconia, który malowniczo wyrasta nad wodą. Po zakupieniu pamiątek i krótkim rozprostowaniu nóg wróciliśmy do autokaru i ruszyliśmy w kierunku Coronini, naprzeciwko której leży Twierdza Golubac. Wybudowana w XIV wieku przez Węgrów kilkakrotnie zmieniała właściciela. To tutaj w XV wieku podczas oblężenia twierdzy w bohaterski sposób miał zginąć jeden z najsłynniejszych rycerzy Europy – Zawisza Czarny. Mała wioska o nazwie Święta Helena ( rum. Sfantu Elena), do której następnie wjechaliśmy  jest jedną z sześciu czeskich wsi w rumuńskim Banacie, położonych nad Dunajem na wysokości ok. 400 m. Została założona przez imigrantów z Czech w 1824 r. Mieszkańcy Świętej Heleny trudnią się hodowlą i pasterstwem, wyrabiają sery, które udało nam się zakupić i pokosztować. Po krótkim spacerze pożegnaliśmy  tę oazę ciszy i spokoju, miejsce, gdzie czas płynie innym, własnym rytmem. Tą samą trasą przejazdu wróciliśmy wieczorem do Baile Herculane. Niektórzy z nas udali się jeszcze na baseny, aby w ciepłej wodzie odprężyć się po całym dniu.
 
  Nadeszła niedziela, czyli dzień naszego powrotu do Polski. Po śniadaniu, wymeldowaniu i  zapakowaniu bagaży ruszyliśmy w  drogę. Konieczne były zakupy przede wszystkim „rumuńskie”. Handel oprócz sklepów odbywa się też przy drogach, domach i na podwórkach, dlatego też nie mieliśmy większego problemu, aby nabyć miejscowe specyfiki. Dużym powodzeniem cieszyła się kiszona w całości kapusta, której zapach długo roznosił się po naszym autokarze.

   Rumunia jak zawsze urzekająca, wabiąca kontrastami, pięknem przyrody i niespodziankami za każdym zakrętem, pozostanie na długo w naszej w pamięci. Ludzie są wyjątkowo otwarci, pogodni, przyjaźnie nastawieni i życzliwi, a kuchnia rumuńska jest prosta i smaczna. Kto pokocha Rumunię, tego i Rumunia pokocha, ukazując mu swoje piękno w całej okazałości. Kraj to w dalszym ciągu jeszcze nie do końca  odkryty, ale ma w sobie coś tajemniczego, niezwykłego i orientalnego, coś … co przyciąga i z pewnością przyciągnie nas również za rok!













Wszystkich zainteresowanych umieszczeniem tu relacji z wycieczek PTT prosimy o kontakt z webmasterem