Polskie  Towarzystwo Tatrzańskie
Statut Historia Informacje Odznaki PTT  Nowy Sącz Bezpieczeństwo GOPR Kontakt Księga Gości
Aktualności
Wycieczki i wyprawy
Regulamin wycieczek
Szlaki spacerowe
Przewodnicy
Na niebieskich szlakach
Koło PTT w Tarnobrzegu
Przyjaciele
Relacje
GALERIA
Strona główna


Retezat
RELACJE

Wyprawa 2011
Pod słońcem Macedonii i błękitem Grecji
 
29 lipca-15 sierpnia 2011

<ZDJĘCIA>

CZĘŚĆ I
POD SŁOŃCEM MACEDONII

        Tegoroczna wyprawa Oddziału Beskid Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego planowana była już od roku 2004, kiedy to odwiedziliśmy góry Riła, Piryn i Masyw Olimpu. Dopiero w 2011 udało się przygotować i zrealizować wyprawę w góry leżące poza utartymi i modnymi kierunkami trekkingowymi, a więc: Góry Szar Planina, Masyw Korabu, Pelister, Galicica, Góry Pindos i  Parnas. Masyw Olimpu, który tak naprawdę jako jedyny dobrze znany i eksplorowany przez turystę polskiego masyw w Grecji,  zostawiliśmy na
zakończenie, jakby do "poprawki". Teren naszych planów górskich rozpościerał się na długości ponad 400 km i ok 200 km szerokości. Obejmował dwa kraje: Macedonię i Grecję. Oprócz wędrówek górskich tradycyjnie zwiedzaliśmy obiekty i miasta znajdujące się w pobliżu naszych 4, a w zasadzie 5 bazach noclegowych. Dwóch w Macedonii i 3 w Grecji.

Baza pierwsza: Hotel ***"Lirak" w mieście Tetovie w Macedoni 
czyli Titov Vrh i masyw Korabu, ale nie tylko...


Hotel Lirak w Tetovie w MacedoniiZnajdujący się dokładnie w centrum miasta hotel miał dwa oblicza: oficjalny dość wykwintny oraz oczekujący na remont. Naszej grupie dostało się po połowie jednego i drugiego. W związku z tym, że krewną Pani menażer hotelu jest  pochodząca z Wałbrzycha Polka- Ewa, do wcześniej wynegocjowanej ceny za dobę hotelową- "bez wyżywienia" dołożono nam śniadanie w postaci stołu szwedzkiego. Była to miła niespodzianka na początek pobytu w Macedonii. Miasto Tetovo leży opodal stolicy kraju Skopje, u stóp  gór Szar Płanina. Liczy  50 tys. mieszkańców, z czego około 56-60 % to Albańczycy, 35% to Macedończycy, a reszta to Romowie i Turcy. Dlatego egzotyka i dwujęzyczność nazw ulic, która uderzyła nas w pierwszej chwili szybko spowszedniała zwłaszcza, że co rusz, z licznych wokół naszego hotelu minaretów, muezin wzywał na modlitwę wiernych. Muezini współcześni dysponują dobrym sprzętem wzmacniającym śpiewne zawołanie do modlitwy, dlatego też ten "blues o 4 nad ranem" niektórych z naszej grupy wprawiał w lekkie przerażenie bądź to w złość. W pobliżu 400 metrów od naszego hotelu znajdowały się aż cztery minarety, ale żaden z muezinów nie przeszkadzał konkurentowi. Przekładało się to na prawdziwy festiwal głosów i zaśpiewów islamskich.
     Dwudziestolecie odzyskania przez Macedonię niepodległości (w ramach byłej Jugosławii) właśnie w Tetovie i rejonie, po którym poruszaliśmy się, koncentruje problemy państw post jugosłowiańskich, a zarazem jest jakby pełnym spektrum "bałkańskiego tygla".
    Narodowa tradycja, wielokulturowość,  bogactwo i koloryt, kontrast i wspaniała słoneczna harmonia, napięcia i problemy narodowościowe, pogoda ducha, radość życia- to wszystko dało się tu dostrzec i odczuć. Trzeciego dnia pobytu, na zakończenie zwiedzaliśmy zabytki Tetova: przepiękny malowany XVI meczet (Szarena dżamija),  Klasztor Bektaszytów- Derwiszów- Arabati Baba Teke, gdzie dzięki znajomościom ostatni rezydujący derwisz poświęcił nam trochę swojego cennego czasu. Ugościł nas po muzułmańsku  słodkim poczęstunkiem - cukierkami oraz przekazem- odezwą miłości i pojednania. Nasza rodaczka Ewa, pomagała nam, tłumacząc słowa derwisza o wzroście dobrego koszykarza, brodzie św. Mikołaja i spojrzeniu anioła. Na zakończenie spotkania zrobiliśmy sobie wspólne pamiątkowe zdjęcia i zwiedziliśmy teren "klasztoru" z cmentarzem poprzedników, szpitalem, pomieszczeniami dla gości i mieszkańców, domem modlitwy, kuchnią i ogrodem pełnym kwiatów. Wszystko jeszcze jakby z niedokończonymi  pracami konserwatorskimi, ale nabierające świetności z XVIII w. Ewa wspominała odwiedziny tych miejsc, kiedy to po terenie klasztoru  będącego wówczas własnością państwową i służącego jako teren rekreacyjno-wypoczynkowy, prowadziła za rączki swoje małe dzieci  Dziś jest to na powrót własność Derwiszy, z jednym "urzędującym".
    Ten nasz trzeci dzień wypełniony był jeszcze wizytą w monastyrze leżącym nieopodal Tetova we wsi Leszok. Główna świątynia z 1923 roku pw. Św. Atanazego, na początku lat  90-tych została wysadzona w powietrze przez bojowników albańskich. Dziś tylko świeże freski i krzykliwe ich kolory przypominają o tamtym fakcie. Oprowadzający nas prawosławny ksiądz mentorsko z dumą i przestrogą opowiadał o tamtych dniach, o wielkiej Macedonii podzielonej na trzy kraje oraz przybliżył historię  kościoła prawosławnego na tych terenach. Zwiedzanie wnętrza skromnej z zewnątrz ale pięknej freskami i kolumnami wewnątrz, XIV wiecznej świątyni pw. Matki Bożej, dostarczyło nam wielu wrażeń estetycznych. Można było niemal dotknąć każdej ikony, fresku, przyjrzeć się ich fakturze i technice malowania-pisania. Na zakończenie grupa "planinarów" z Tetova - czyli klubu górskich turystów, zaprosiła nas na "swoje" cieniste ogrody znajdujące się na stokach opadającego w stronę miasta masywu Szar Płlniny. Poczęstowali nas przygotowaną specjalnie na tą chwilę tradycyjną potrawą: zupą fasolową oraz sałatkami z soczystych warzyw, przekąskami z oberżyny-bakłażana i miejscową rakiją. Ewa podpowiadała nam, że Macedończycy uważają za najlepszą zupę fasolową tą, która została ugotowana na tej samej wodzie, którą  podlewa się roślinę. Rzeczywiście, zupa miała delikatny wysublimowany smak, jakże inny od smaków bałkańskich będących w naszych wyobrażeniach. Tam też z naszą tłumaczką Polką, wespół z Robertem i kilkoma innymi uczestnikami, udzieliliśmy wywiadu telewizji kablowej z Tetova. Później tradycyjnym polskim "sto lat" uczciliśmy urodziny prezesa "planinarów", co ku naszemu zaskoczeniu wprowadziło jubilata we wzruszenie. Przerwaliśmy jednak świetnie rozkręconą imprezę, aby zdążyć przed nocą do Ochrydu na kolejną bazę - nocleg.
    Nasza Ewa żegna nas żałośliwym płaczem, szlochem, który prawie każdego wzruszył. Ewa mieszka od
ponad 30 lat w Macedonii. Jest silnie zżyta ze swoimi dziećmi, z rodziną męża Macedończyka, którego w nieszczęśliwych okolicznościach zastrzelono kilka lat temu na polowaniu. Znalazła z nami nić porozumienia, ukojenie tęsknoty za krajem, rodziną, choć do Polski nie wróci, bo " tam chłodno, bezdusznie i spieszno".

Titov Vrh

    Tę emocjonalną relację z pierwszej bazy powinienem rozpocząć od głównego celu naszej wyprawy: od gór.
W okolicach Tetova to góry Szar Planina. Szarska Planina; zrębowe pasmo górskie, które pod względem politycznym znajduje się na terytorium Kosowa, południowej Serbii, północno-wschodniej Albanii i północno-zachodniej Macedonii. Rozciąga się na długości około 100 kilometrów, z południowego zachodu na północny wschód. Najwyższym szczytem pasma jest Titov Vrv który osiąga wysokość 2747 metrów. Na północy pasmo to graniczy z Górami Dynarskimi, na zachodzie z górami Korab, na południu z pasmem gór Pindos. Góry te ze strony Kosowskiej jak i Macedońskiej są dość dobrze zagospodarowane.
    Wyruszyliśmy już następnego dnia po zakwaterowaniu w Tetovie.  Korzystając z informacji zawartych w przewodniku Bezdroży "Bałkany", przez mikrofon przekazałem wszystkim, że Titov Vrv znajduje się tylko 12 km od centrum Tetova. Okazało się jednak, że odległość się zgadza, tylko że od centrum narciarskiego Popova Szapka znajdującego się na wysokości 1600/ 2000 m i do którego trzeba było dojechać z centrum
Tetova krętą 32 km wąską drogą. W Popovej Szapce z racji bliskości granicy musieliśmy zameldować się  na posterunku policji. Odniosłem wrażenie, że mieli o nas już informacje, ponieważ zaraz określili czas i drogę na Titov Vrv. Jednocześnie czekał już na nas członek miejscowego klubu górskiego, który zaprosił  do klubowej chaty na herbatę. Wszyscy skorzystaliśmy z gościny, choć najbardziej niecierpliwi przebierali nogami niczym długodystansowcy przed startem. Nasz macedoński kolega wyprowadził nas łąką i wskazał drogę. Temperatura była idealna, ale widoczność powyżej 2300 m słaba. Dość długo trawersowaliśmy stoki Popowej Szapki, której charakterystyczna skała przypomina jej kształt. Grupa rozciągnęła się. Szlak czerwonej farby monotonnie piął się na grzbiet pasma, okrążając Mal Turcin 2704 m npm. Część grupy zdobyła go, uważając za Titov Vrv. Dopiero na szczycie mgły opadły, ukazując piękno gór i układ pasma. Czołowa część w całości zdobyła nasz cel, z charakterystyczną kamienną  wieżą, a pozostała pokornie zadowoliła się tylko widokami na niego. Przed wszystkimi pozostał łatwy, ale długi 12 km powrót. Na zakończenie dopadła nas burza, a w zasadzie naszego "wyprawowego" księdza - Jakuba Małysę.
    Góry piękne, z pięknymi terenami narciarskimi. Na pewno warte dłuższego ich przejścia po kilku stronach granic. Szkoda że widoczność ograniczyła nasze i tak małe rozeznanie oraz nawigację w terenie, choć panoramy i widoki odsłonięte na chwilę wystarczyły aby wyrazić zachwyt i  zachętę dla każdego odwiedzającego te tereny Bałkan. Stacja narciarska Popova Szapka ucierpiała znacznie w czasie walk rebeliantów albańskich, ale obecnie odbudowuje się i remontuje. Podobno w zimie dysponuje kilkudziesięcioma trasami narciarskimi, zjazdowymi i biegowymi z doskonałymi warunkami śniegowymi. Te góry to również raj dla narciarzy turowych  z wieloma miejscami noclegowymi, również w pobliskim Tetovie.
    Ciekawostką jest to, że od tych gór przyjęła nazwę jedyna zarejestrowana rasa psów z terenów byłej Jugosławi Szar Płaninarców. Nawet nasi przyjaciele z górskiego związku chcieli nam sprzedać za jedyne 100 euro szczenię. Rasa to bardzo ciekawa, podobna do owczarka Kaukazkiego i naszego wyradzającego się Podhalańskiego; nie boi się wilków i niedźwiedzi, posiada doskonały zmysł opiekuńczy wobec stada, którego pilnuje. W zimie doskonale porusza się po zaśnieżonych przestrzeniach, dlatego wspomaga często ratowników górskich. Pisze to po to, bo wiem, że na naszych terenach  brakuje takiej rasy psów, więc może warto nawiązać współpracę?

Masyw Koraba

    Nazajutrz po Titov Vrv kolejnym górskim wyzwaniem był Masyw Koraba.  To duży masyw górski położony na na pograniczu Macedonii i Albanii. Najwyższy szczyt masywu- Korab osiąga wysokość 2764 m npm. Dziesięć szczytów przekracza 2000 m, a i tutaj znajdują się jedne z najwyżej położonych przełęczy w regionie, np.: Porta e Korabit të Vogël (2465 m) i Porta e Korabit të Madh (2062 m). Masyw jest długi na około 40 km, na linii: północ- południe. Korab to najwyższy szczyt zarówno Macedonii jak i Albanii, dlatego zaliczany jest do  tzw. Korony Europy. Jest drugim szczytem po Mount Blanc najwyższym  dla więcej niż jednego państwa.
Masyw KorabaPod względem wysokości jest dwunastym "szczytem narodowym" w Europie. Nazwa Korab jest pochodzenia słowiańskiego i pochodzi od imienia słowiańskiego boga morza. Teren prawie całego masywu objęty jest ochroną Parku Narodowego Mavrovo.
    Wyjechaliśmy z hotelu z nadziejami, ale i niepokojami braku map. Pani menażer hotelu wyjaśniła po macedońsku i angielsku jak mamy dojechać i gdzie się zameldować na policji, bo mieliśmy się poruszać po terenie przygranicznym. Opisy ze stron internetowych dobrze informowały, że końcowa część drogi pod Korab jest słabej jakości i długi na 12 m autobus nie poradzi sobie. Policjanci kategorycznie odradzali wjazdu, tłumacząc złą jakością drogi. Radzili jednak, abyśmy zawitali do małej wioski Żyrownicy, gdzie mieli posterunek, aby stamtąd spróbować wejść na graniczny przepiękny grzbiet i jeden ze znaczących szczytów. Tak też zrobiliśmy i niepocieszeni wyruszyliśmy w głąb pięknej, zielonej doliny, gdzie co rusz wyprzedzało nas dobrej klasy auto. Nawet przemknęło mi przez myśl, że gdzieś dalej musi znajdować się jakiś luksusowy hotel. Okazało się, że przygraniczna wioska Żyrownica, zamieszkała przez Albańczyków, istotnie na okres sierpnia i grudnia staje się hotelem dla dorosłej młodej męskiej części mieszkańców, która zjeżdża do swoich domów  z emigracji zarobkowej z Włoch, Szwajcarii, Austrii i Niemiec. Zabudowa zachowała charakter osadniczy, chociaż większość domów jest nowych, murowanych, wykańczanych i rozbudowywanych. Sympatycznie witały nas dzieci zainteresowane kimś nowym. Pytały czy jesteśmy Niemcami, Włochami?. Na wieść o tym, że Polakami, ze zdziwieniem ale i radością kiwały głowami. Jeden z mieszkańców zaproponował nam przewodnictwo i  pokazał drogę na piękny szczyt. Okolice przypominały mi Karpaty Marmaroskie, gdzie dolne części dolin górskich otoczone są stromymi, prawie pionowymi ścianami grzbietów górskich. Jakieś dwa kilometry za wsią zatrzymał nas strażnik parku, który nagle wyłonił się z zarośli. Pytał o cel i o wielkość grupy oraz zakazał używania otwartego ognia.
    Poruszaliśmy się najpierw leśną drogą, a później mulatierą pośród dębowo-bukowego lasu. Kiedy ścieżka zanikła, a stromość przybliżyła się do pionu, odszedł duch zdobywców prawie z wszystkich  nas. Po kolei, pojedynczo i grupami zawracali nasi uczestnicy w ten parny przedburzowy dzień, do cienistej wioski kuszącej zimnymi napojami i egzotycznym dla nas jedzeniem. Okazało się, że w chwili kiedy ostatni schowali się pod dachami jednego z barów, rozpadał się deszcz o sile prawie deszczu zenitalnego. Zagrzmiało w okolicy, choć na miejscowych nie robiło to żadnego wrażenia. Nasz przewodnik wyrażał ubolewanie, że nie zdobyliśmy ich pięknego szczytu.
    Po posiłkach, które pomogły przeczekać chwilową burze powróciliśmy do autokaru, aby podjechać do Monastyr św. Jovana Bigorskiegosłynnego monastyru św. Jovana Bigorskiego. To jeden z najwspanialszych zabytków tego typu w Macedonii, mający swoje początki w roku 1020.Niszczony przez Turków w XVI w, rozbudowywany w XVIII i XIX wieku, a po pożarze w 2009 roku odbudowywany jeszcze do dnia dzisiejszego. Centrum monastyru to dziedziniec z pięknie zdobioną studnią i główną świątynią p.w. Jana Chrzciciela. Sam ikonostas uważany jest za najpiękniejszy i najwartościowszy w całej Macedonii. Został wyczarowany dłutem Petre Filipovskiego Garkata z pobliskiej wsi Gari. Ponieważ odbywało się nabożeństwo w obrządku prawosławnym i to z jego najważniejszą częścią, wspaniałe ikony malowane na deskach mogliśmy oglądać tylko dyskretnie z daleka. Monastyr posiada podobno XI wieczną ikonę o cudownej mocy ozdrawiającej. Z przedsionka świątyni odsłaniał nam się widok na szczyty masywu Koraba, na które w tym dniu zabrakło nam czasu i chęci, ale dzięki temu mieliśmy okazję być w tak magicznym miejscu. Widzieliśmy, że podążało tam wielu skupionych pątników. Powróciliśmy późnym popołudniem do Tetova, gdzie znaczna część z naszej grupy  zwiedzała miasto wraz z rekreacją w miejscowym parku wodnym.

Skopje

Skopje    W naszym programie musiała znaleźć się stolica Macedonii Sopje. To był  pierwszy punkt całej naszej wyprawy, zanim jeszcze dojechaliśmy do Tetova. Ta macedońska metropolia położona jest nad brzegami Wardaru i bardziej niż wszystkie inne miasta w Macedonii oraz na Bałkanach reprezentuje wielokulturowość, na którą składają się wielowiekowe naleciałości iliryjsko-rzymskie, słowiańskie, albańskie, turecko-bizantyjskie, bułgarskie, serbskie, cygańskie. To tu w m oylsrodzinie albańskiej urodziła św. matka  Teresa z Kalkuty.
    Nasze zwiedzanie rozpoczęliśmy od wzgórza Kale, gdzie znajdują się ruiny tureckiej twierdzy. Następnie weszliśmy w teren wąskich uliczek kiedyś tureckich, dziś albańskich. W ten sposób  szybko zanurzyliśmy się w klimat miejsca. Po dokonaniu wymiany waluty na macedońską, zrobieniu pamiątkowych zdjęć i schłodzeniu zimnym napojami w ogródkach piwnych, wróciliśmy do autokaru. Skopje w roku 1963 nawiedziło trzęsienie ziemi o mocy 5 st. w skali Richtera, ale o epicentrum znajdującym się tuż pod korytem rzeki Wardar w centrum miasta. Zginęło wówczas ponad 1000 mieszkańców, a 4 tys. odniosło obrażenia. Polscy architekci Adolf Ciborowski i Stanisław Jankowski wygrali konkurs ogłoszony wtedy przez ONZ na koncepcję odbudowy miasta. Oni to zaproponowali aby zachować częściowo zniszczony budynek poczty z zatrzymanym zegarem, z godziny tragedii. Z okien autokaru oglądaliśmy również słynny kamienny XV wieczny most, który ocalał w czasie tej trzęsienia.

Ochryd- Pesztani, Hotel Desaret
Góry Peliszter i Galiczyca


    W hotelu w Peszteni nieopodal Ochrydu zakwaterowaliśmy się późnym popołudniem. Sam hotel położony
jest niemal nad samym jeziorem Ochrydzkim, i stanowi cały kompleks Hotel Desertwypoczynkowo rekreacyjny, ze swoimi kawiarniami, restauracjami, plażami, salami konferencyjnymi. W okresie swojej świetności był pewnie luksusowym, a dziś pewnie czeka na dokończenie remontu i modernizacji. I tak nie mieliśmy powodów do narzekania! Żywili nas smacznie i obficie tzn bez ograniczeń, co już trzeciego dnia prawie każdy z nas zauważył.
Przystań hotelowa - Desert    Plaża hotelowa jest czysta, nad niezwykle czystym i malowniczym Jeziorem Ochrydzkim. To najstarsze jezioro w Europie, najgłębsze na całych Bałkanach (do 286 m głębokości). Należy do jezior tektonicznych. Wpisane na światową listę dziedzictwa UNESCO w 1979 roku m.in z powodu licznej endemicznej fauny. Z jeziora wypływa rzeka Czarny Drin, a jest ono zasilane wodami z podziemnych źródeł. System podziemnych kanałów łączy je także z wyżej położonym ok 80 m Jeziorem Prespa. Na brzegach jeziora zachowało się wiele zabytków przeszłości, m.in. sięgająca okresu średniowiecza twierdza cara Samuela w centrum miasta w Ochrydzie, klasztor św. Nauma, liczne niewielkie cerkwie (m.in.cerkiew św Jana Teologa z Kaneo, którą to na pożegnanie Macedonii odwiedziliśmy 3 dnia) itp. To popularny cel turystyczny na Bałkanach, niemal obowiązkowy, ale trzeba przyznać, że piękny i malowniczy. To takie europejskie Jezioro Genezaret, gdzie swoje "sieci" zarzucali św Cyryl i Metody - bracia Soluńscy, patroni Europy i wielu krajów słowiańskich. Tu również działali ich uczniowie m.in. Św. Naum. To tutaj powstała pierwsza uczelnia nowożytnej Europy rozwijająca alfabet: głagolicę, cyrylicę, kształcącą misjonarzy chrystianizujących pół Europy.

Góry Peliszter
    Góry PeliszterTo góry znajdujące nieco na wschód od Jeziora Ochrydzkiego, graniczące z Górami Galiczyca, które to góry rozdzielają Jezioro Ochrydzkie i Prespańskie. Można je właściwie zaliczyć do Gór Pindos, ponieważ ich południowy grzbiet łączy się poprzez granicę z Grecją, z systemem Gór Pindos.
    Najwyższy szczyt Pelister ma wysokość 2601 m npm i wyraźnie góruje niczym Wielki Chocz nad resztą pasma. Góry te objęte są ochroną Parku Narodowego Pelister. Ich budowa geologiczna jest dość skomplikowana i bardzo ciekawa. Na niewielkim obszarze można zaobserwować stare warstwy od paleozoicznych do mezzoicznych. Najwyższy trzon zbudowany jest z starych skał magmowych głównie granitu. Roślinność również jest bogata i bujna. Góry obfitują w wodę a nawet dwa polodowcowe stawki zwane górskimi okami. Nasz autokar dojeżdżając do przedmieść Bitoli- drugiego co do wielkości miasta Macedonii skierował się wąską drogą do stacji narciarskiej, spod której wyruszyliśmy wyznakowanym szlakiem na najwyższe wzniesienie.
Na przełęczy w górach Galiczyca    Początkowo droga  prowadziła wzdłuż nieczynnego wyciągu i trasy rowerowej, bogatym cienistym lasem jaworowo-sosnowym, aż do schroniska, które jest czynne tylko w weekendy. Następnie trawersem szlak prowadził do jednej z dolin gdzie zaczyna się granica lasu i zaczynają być widoczne skaliste wierzchołki i grzbiety. Później szlak jakby cofał się i wznosił cienistym lasem na wzniesienie -boczny grzbiet Palisteru, gdzie na granicy lasu wybudowano wieżę obserwacyjną na wysokości około 2000 m. Było co podziwiać bo i pobliską Bitolę i pasma górskie znajdujące się na północ od niej, oraz skalną perć, którą poprowadzono szlak. Percią składającą się z ogromnego rumoszu granitowego dociera się do szczytu zwornikowego, od którego to jeszcze na szczyt Pelisteru trzeba przejść poprzez głęboką przełęcz. Najwyższy wierzchołek zabudowany jest urządzaniami teleradiowymi. Czas dojścia według drogowskazów wynosił 6 godzin w jedna stronę, natomiast Macedończycy mówili aż o dwóch dniach. Nasi najmocniejsi zdobyli szczyt w dużo krótszym czasie, słabsi nieco zawiedzeni musieli zawrócić, choć do szczytu pozostało im już niewiele. Część grupy  pod wodzą Arka Rybińskiego wyruszyła na Pelister wynajętym jeepem. W ten sposób zdobyli go, fotografując z uśmiechami atrakcyjną i ekscytującą trasę. Do hotelu powróciliśmy ok godz. 21.

Galiczyca czyli: Magaro 2255 m npm.

Czekając na resztę grupy w górach Galiczyca     To również teren objęty ochroną Parku Narodowego z powodu jednego z najbogatszych terenów florystycznych w Europie.
    Z naszego Peszteni wyruszyliśmy górska drogą poprowadzoną poprzek pasma i  wyjechaliśmy do miejsca, skąd mogliśmy podziwiać wspaniałe widoki na Jezioro Ochryd i Prespę. Z przełączy Livada 1568 m npm
rozpoczęliśmy marsz  na znajdujący się już prawie na granicy z Albanią szczyt Magaro. Bardzo szybko opuściliśmy cienisty chłodny las i wyszliśmy na porośnięty trawami, ale i przebogaty w roślinność naskalną grzbiet górski. Od granicy lasu skręciliśmy ostro w prawo, by po początkowym podejściu wejść na
Galiczyca - widok na Albanię grzbiet prowadzący na główny szczyt. Droga powyżej 2000 m jest przepięknym miejscem z widokami na oba jeziora, Góry Albani, Paliszter. Widać w pozostałościach okopów i stanowisk obserwacyjnych, że granica blisko. Na szczycie spotkaliśmy się z częścią naszej grupy, która wybrała wariant na wprost, poprzez szeroką dolinę. Długo cieszyliśmy się z widoków odpoczywając w słońcu, fotografując i konsumując, bo był to prawie środek dnia.
    Zeszliśmy trasą naszych kolegów, a oni naszymi śladami, by wspólnie autokarem zjechać do Klasztoru św Nauma. Zwiedzając to miejsce próbowaliśmy usłyszeć bicie serca świętego klęcząc przy jego grobowcu, podobnie jak czyni to większość pątników przybywając do grobu świętego ucznia Cyryla i Metodego. Jest to miejsce dość zatłoczone i skomercjalizowane. Pełno straganów i miejsc gastronomicznych, plażowiczów i turystów. Z W klasztorze św. Naumaportu znajdującego się u podnóży Klasztoru odpływamy stateczkiem białej floty do naszego Hotelu Desaret, przy którym również znajduje się przystań dla statków. Rejs trwał krótko, ale widoki przepiękne i klimat jeziora chłodzący bryzą turystów, a więc i nas siedzących na rufie opodal bandery Macedonii.

    W ostatni dzień pobytu w Macedonii, jakby na pożegnanie tego pięknego kraju i miejsca udaliśmy się z portu w Ochrydzie na spacer po zaułkach miasta, kierując się do położonej na skale nad jeziorem romańskiej cerkwi pw. Św. Jana Kaneo. Później przesiedliśmy się na łodzie, którymi za 2 euro dopłynęliśmy z powrotem do portu. Tutaj kilka lat temu postawiono wysokie pomniki św Cyrylowi i Metodemu. Pobyt w Ochrydzie kończymy przemarszem po głównym deptaku, aby wydać ostatnie denary macedońskie i  ruszyć w  stronę Bitoli i granicy greckiej. Jeszcze tego dnia musieliśmy zameldować się w hotelu Taxiarches w Aristi, w greckiej Zagorii.

Cdn...
wsz






                   
Wszystkich zainteresowanych umieszczeniem tu relacji z wycieczek PTT prosimy o kontakt z webmasterem