Statut | Historia | Informacje | Odznaki | PTT Nowy Sącz | Bezpieczeństwo | GOPR | Kontakt | Księga Gości |
![]() |
RELACJE
Wyprawa 2011 Pod słońcem Macedonii i błękitem Grecji 29 lipca-15 sierpnia 2011 CZĘŚĆ
I
Tegoroczna
wyprawa
Oddziału
Beskid
Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego
planowana była już od roku 2004, kiedy to odwiedziliśmy góry Riła,
Piryn i Masyw Olimpu. Dopiero w 2011 udało się przygotować i
zrealizować wyprawę w góry leżące poza utartymi i modnymi kierunkami
trekkingowymi, a więc: Góry Szar Planina, Masyw Korabu, Pelister,
Galicica, Góry Pindos i Parnas. Masyw Olimpu, który tak naprawdę
jako jedyny dobrze znany i eksplorowany przez turystę polskiego masyw w
Grecji, zostawiliśmy na
zakończenie, jakby do "poprawki". Teren naszych planów górskich rozpościerał się na długości ponad 400 km i ok 200 km szerokości. Obejmował dwa kraje: Macedonię i Grecję. Oprócz wędrówek górskich tradycyjnie zwiedzaliśmy obiekty i miasta znajdujące się w pobliżu naszych 4, a w zasadzie 5 bazach noclegowych. Dwóch w Macedonii i 3 w Grecji. Baza pierwsza: Hotel
***"Lirak"
w
mieście Tetovie w Macedoni
czyli Titov Vrh i masyw Korabu, ale nie tylko... Dwudziestolecie odzyskania przez Macedonię niepodległości (w ramach byłej Jugosławii) właśnie w Tetovie i rejonie, po którym poruszaliśmy się, koncentruje problemy państw post jugosłowiańskich, a zarazem jest jakby pełnym spektrum "bałkańskiego tygla". Narodowa tradycja, wielokulturowość, bogactwo i koloryt, kontrast i wspaniała słoneczna harmonia, napięcia i problemy narodowościowe, pogoda ducha, radość życia- to wszystko dało się tu dostrzec i odczuć. Trzeciego dnia pobytu, na zakończenie zwiedzaliśmy zabytki Tetova: przepiękny malowany XVI meczet (Szarena dżamija), Klasztor Bektaszytów- Derwiszów- Arabati Baba Teke, gdzie dzięki znajomościom ostatni rezydujący derwisz poświęcił nam trochę swojego cennego czasu. Ugościł nas po muzułmańsku słodkim poczęstunkiem - cukierkami oraz przekazem- odezwą miłości i pojednania. Nasza rodaczka Ewa, pomagała nam, tłumacząc słowa derwisza o wzroście dobrego koszykarza, brodzie św. Mikołaja i spojrzeniu anioła. Na zakończenie spotkania zrobiliśmy sobie wspólne pamiątkowe zdjęcia i zwiedziliśmy teren "klasztoru" z cmentarzem poprzedników, szpitalem, pomieszczeniami dla gości i mieszkańców, domem modlitwy, kuchnią i ogrodem pełnym kwiatów. Wszystko jeszcze jakby z niedokończonymi pracami konserwatorskimi, ale nabierające świetności z XVIII w. Ewa wspominała odwiedziny tych miejsc, kiedy to po terenie klasztoru będącego wówczas własnością państwową i służącego jako teren rekreacyjno-wypoczynkowy, prowadziła za rączki swoje małe dzieci Dziś jest to na powrót własność Derwiszy, z jednym "urzędującym". Ten nasz trzeci dzień wypełniony był jeszcze wizytą w monastyrze leżącym nieopodal Tetova we wsi Leszok. Główna świątynia z 1923 roku pw. Św. Atanazego, na początku lat 90-tych została wysadzona w powietrze przez bojowników albańskich. Dziś tylko świeże freski i krzykliwe ich kolory przypominają o tamtym fakcie. Oprowadzający nas prawosławny ksiądz mentorsko z dumą i przestrogą opowiadał o tamtych dniach, o wielkiej Macedonii podzielonej na trzy kraje oraz przybliżył historię kościoła prawosławnego na tych terenach. Zwiedzanie wnętrza skromnej z zewnątrz ale pięknej freskami i kolumnami wewnątrz, XIV wiecznej świątyni pw. Matki Bożej, dostarczyło nam wielu wrażeń estetycznych. Można było niemal dotknąć każdej ikony, fresku, przyjrzeć się ich fakturze i technice malowania-pisania. Na zakończenie grupa "planinarów" z Tetova - czyli klubu górskich turystów, zaprosiła nas na "swoje" cieniste ogrody znajdujące się na stokach opadającego w stronę miasta masywu Szar Płlniny. Poczęstowali nas przygotowaną specjalnie na tą chwilę tradycyjną potrawą: zupą fasolową oraz sałatkami z soczystych warzyw, przekąskami z oberżyny-bakłażana i miejscową rakiją. Ewa podpowiadała nam, że Macedończycy uważają za najlepszą zupę fasolową tą, która została ugotowana na tej samej wodzie, którą podlewa się roślinę. Rzeczywiście, zupa miała delikatny wysublimowany smak, jakże inny od smaków bałkańskich będących w naszych wyobrażeniach. Tam też z naszą tłumaczką Polką, wespół z Robertem i kilkoma innymi uczestnikami, udzieliliśmy wywiadu telewizji kablowej z Tetova. Później tradycyjnym polskim "sto lat" uczciliśmy urodziny prezesa "planinarów", co ku naszemu zaskoczeniu wprowadziło jubilata we wzruszenie. Przerwaliśmy jednak świetnie rozkręconą imprezę, aby zdążyć przed nocą do Ochrydu na kolejną bazę - nocleg. Nasza Ewa żegna nas żałośliwym płaczem, szlochem, który prawie każdego wzruszył. Ewa mieszka od ponad 30 lat w Macedonii. Jest silnie zżyta ze swoimi dziećmi, z rodziną męża Macedończyka, którego w nieszczęśliwych okolicznościach zastrzelono kilka lat temu na polowaniu. Znalazła z nami nić porozumienia, ukojenie tęsknoty za krajem, rodziną, choć do Polski nie wróci, bo " tam chłodno, bezdusznie i spieszno". Titov Vrh
W okolicach Tetova to góry Szar Planina. Szarska Planina; zrębowe pasmo górskie, które pod względem politycznym znajduje się na terytorium Kosowa, południowej Serbii, północno-wschodniej Albanii i północno-zachodniej Macedonii. Rozciąga się na długości około 100 kilometrów, z południowego zachodu na północny wschód. Najwyższym szczytem pasma jest Titov Vrv który osiąga wysokość 2747 metrów. Na północy pasmo to graniczy z Górami Dynarskimi, na zachodzie z górami Korab, na południu z pasmem gór Pindos. Góry te ze strony Kosowskiej jak i Macedońskiej są dość dobrze zagospodarowane. Wyruszyliśmy już następnego dnia po zakwaterowaniu w Tetovie. Korzystając z informacji zawartych w przewodniku Bezdroży "Bałkany", przez mikrofon przekazałem wszystkim, że Titov Vrv znajduje się tylko 12 km od centrum Tetova. Okazało się jednak, że odległość się zgadza, tylko że od centrum narciarskiego Popova Szapka znajdującego się na wysokości 1600/ 2000 m i do którego trzeba było dojechać z centrum Tetova krętą 32 km wąską drogą. W Popovej Szapce z racji bliskości granicy musieliśmy zameldować się na posterunku policji. Odniosłem wrażenie, że mieli o nas już informacje, ponieważ zaraz określili czas i drogę na Titov Vrv. Jednocześnie czekał już na nas członek miejscowego klubu górskiego, który zaprosił do klubowej chaty na herbatę. Wszyscy skorzystaliśmy z gościny, choć najbardziej niecierpliwi przebierali nogami niczym długodystansowcy przed startem. Nasz macedoński kolega wyprowadził nas łąką i wskazał drogę. Temperatura była idealna, ale widoczność powyżej 2300 m słaba. Dość długo trawersowaliśmy stoki Popowej Szapki, której charakterystyczna skała przypomina jej kształt. Grupa rozciągnęła się. Szlak czerwonej farby monotonnie piął się na grzbiet pasma, okrążając Mal Turcin 2704 m npm. Część grupy zdobyła go, uważając za Titov Vrv. Dopiero na szczycie mgły opadły, ukazując piękno gór i układ pasma. Czołowa część w całości zdobyła nasz cel, z charakterystyczną kamienną wieżą, a pozostała pokornie zadowoliła się tylko widokami na niego. Przed wszystkimi pozostał łatwy, ale długi 12 km powrót. Na zakończenie dopadła nas burza, a w zasadzie naszego "wyprawowego" księdza - Jakuba Małysę. Góry piękne, z pięknymi terenami narciarskimi. Na pewno warte dłuższego ich przejścia po kilku stronach granic. Szkoda że widoczność ograniczyła nasze i tak małe rozeznanie oraz nawigację w terenie, choć panoramy i widoki odsłonięte na chwilę wystarczyły aby wyrazić zachwyt i zachętę dla każdego odwiedzającego te tereny Bałkan. Stacja narciarska Popova Szapka ucierpiała znacznie w czasie walk rebeliantów albańskich, ale obecnie odbudowuje się i remontuje. Podobno w zimie dysponuje kilkudziesięcioma trasami narciarskimi, zjazdowymi i biegowymi z doskonałymi warunkami śniegowymi. Te góry to również raj dla narciarzy turowych z wieloma miejscami noclegowymi, również w pobliskim Tetovie. Ciekawostką jest to, że od tych gór przyjęła nazwę jedyna zarejestrowana rasa psów z terenów byłej Jugosławi Szar Płaninarców. Nawet nasi przyjaciele z górskiego związku chcieli nam sprzedać za jedyne 100 euro szczenię. Rasa to bardzo ciekawa, podobna do owczarka Kaukazkiego i naszego wyradzającego się Podhalańskiego; nie boi się wilków i niedźwiedzi, posiada doskonały zmysł opiekuńczy wobec stada, którego pilnuje. W zimie doskonale porusza się po zaśnieżonych przestrzeniach, dlatego wspomaga często ratowników górskich. Pisze to po to, bo wiem, że na naszych terenach brakuje takiej rasy psów, więc może warto nawiązać współpracę? Masyw Koraba Nazajutrz po Titov Vrv kolejnym górskim wyzwaniem był Masyw Koraba. To duży masyw górski położony na na pograniczu Macedonii i Albanii. Najwyższy szczyt masywu- Korab osiąga wysokość 2764 m npm. Dziesięć szczytów przekracza 2000 m, a i tutaj znajdują się jedne z najwyżej położonych przełęczy w regionie, np.: Porta e Korabit të Vogël (2465 m) i Porta e Korabit të Madh (2062 m). Masyw jest długi na około 40 km, na linii: północ- południe. Korab to najwyższy szczyt zarówno Macedonii jak i Albanii, dlatego zaliczany jest do tzw. Korony Europy. Jest drugim szczytem po Mount Blanc najwyższym dla więcej niż jednego państwa. Wyjechaliśmy z hotelu z nadziejami, ale i niepokojami braku map. Pani menażer hotelu wyjaśniła po macedońsku i angielsku jak mamy dojechać i gdzie się zameldować na policji, bo mieliśmy się poruszać po terenie przygranicznym. Opisy ze stron internetowych dobrze informowały, że końcowa część drogi pod Korab jest słabej jakości i długi na 12 m autobus nie poradzi sobie. Policjanci kategorycznie odradzali wjazdu, tłumacząc złą jakością drogi. Radzili jednak, abyśmy zawitali do małej wioski Żyrownicy, gdzie mieli posterunek, aby stamtąd spróbować wejść na graniczny przepiękny grzbiet i jeden ze znaczących szczytów. Tak też zrobiliśmy i niepocieszeni wyruszyliśmy w głąb pięknej, zielonej doliny, gdzie co rusz wyprzedzało nas dobrej klasy auto. Nawet przemknęło mi przez myśl, że gdzieś dalej musi znajdować się jakiś luksusowy hotel. Okazało się, że przygraniczna wioska Żyrownica, zamieszkała przez Albańczyków, istotnie na okres sierpnia i grudnia staje się hotelem dla dorosłej młodej męskiej części mieszkańców, która zjeżdża do swoich domów z emigracji zarobkowej z Włoch, Szwajcarii, Austrii i Niemiec. Zabudowa zachowała charakter osadniczy, chociaż większość domów jest nowych, murowanych, wykańczanych i rozbudowywanych. Sympatycznie witały nas dzieci zainteresowane kimś nowym. Pytały czy jesteśmy Niemcami, Włochami?. Na wieść o tym, że Polakami, ze zdziwieniem ale i radością kiwały głowami. Jeden z mieszkańców zaproponował nam przewodnictwo i pokazał drogę na piękny szczyt. Okolice przypominały mi Karpaty Marmaroskie, gdzie dolne części dolin górskich otoczone są stromymi, prawie pionowymi ścianami grzbietów górskich. Jakieś dwa kilometry za wsią zatrzymał nas strażnik parku, który nagle wyłonił się z zarośli. Pytał o cel i o wielkość grupy oraz zakazał używania otwartego ognia. Poruszaliśmy się najpierw leśną drogą, a później mulatierą pośród dębowo-bukowego lasu. Kiedy ścieżka zanikła, a stromość przybliżyła się do pionu, odszedł duch zdobywców prawie z wszystkich nas. Po kolei, pojedynczo i grupami zawracali nasi uczestnicy w ten parny przedburzowy dzień, do cienistej wioski kuszącej zimnymi napojami i egzotycznym dla nas jedzeniem. Okazało się, że w chwili kiedy ostatni schowali się pod dachami jednego z barów, rozpadał się deszcz o sile prawie deszczu zenitalnego. Zagrzmiało w okolicy, choć na miejscowych nie robiło to żadnego wrażenia. Nasz przewodnik wyrażał ubolewanie, że nie zdobyliśmy ich pięknego szczytu. Po posiłkach, które pomogły przeczekać chwilową burze powróciliśmy do autokaru, aby podjechać do Skopje Nasze zwiedzanie rozpoczęliśmy od wzgórza Kale, gdzie znajdują się ruiny tureckiej twierdzy. Następnie weszliśmy w teren wąskich uliczek kiedyś tureckich, dziś albańskich. W ten sposób szybko zanurzyliśmy się w klimat miejsca. Po dokonaniu wymiany waluty na macedońską, zrobieniu pamiątkowych zdjęć i schłodzeniu zimnym napojami w ogródkach piwnych, wróciliśmy do autokaru. Skopje w roku 1963 nawiedziło trzęsienie ziemi o mocy 5 st. w skali Richtera, ale o epicentrum znajdującym się tuż pod korytem rzeki Wardar w centrum miasta. Zginęło wówczas ponad 1000 mieszkańców, a 4 tys. odniosło obrażenia. Polscy architekci Adolf Ciborowski i Stanisław Jankowski wygrali konkurs ogłoszony wtedy przez ONZ na koncepcję odbudowy miasta. Oni to zaproponowali aby zachować częściowo zniszczony budynek poczty z zatrzymanym zegarem, z godziny tragedii. Z okien autokaru oglądaliśmy również słynny kamienny XV wieczny most, który ocalał w czasie tej trzęsienia. Ochryd- Pesztani, Hotel Desaret
Góry Peliszter i Galiczyca W hotelu w Peszteni nieopodal Ochrydu zakwaterowaliśmy się późnym popołudniem. Sam hotel położony jest niemal nad samym jeziorem Ochrydzkim, i stanowi cały kompleks Góry Peliszter Najwyższy szczyt Pelister ma wysokość 2601 m npm i wyraźnie góruje niczym Wielki Chocz nad resztą pasma. Góry te objęte są ochroną Parku Narodowego Pelister. Ich budowa geologiczna jest dość skomplikowana i bardzo ciekawa. Na niewielkim obszarze można zaobserwować stare warstwy od paleozoicznych do mezzoicznych. Najwyższy trzon zbudowany jest z starych skał magmowych głównie granitu. Roślinność również jest bogata i bujna. Góry obfitują w wodę a nawet dwa polodowcowe stawki zwane górskimi okami. Nasz autokar dojeżdżając do przedmieść Bitoli- drugiego co do wielkości miasta Macedonii skierował się wąską drogą do stacji narciarskiej, spod której wyruszyliśmy wyznakowanym szlakiem na najwyższe wzniesienie. Galiczyca czyli: Magaro 2255 m npm. Z naszego Peszteni wyruszyliśmy górska drogą poprowadzoną poprzek pasma i wyjechaliśmy do miejsca, skąd mogliśmy podziwiać wspaniałe widoki na Jezioro Ochryd i Prespę. Z przełączy Livada 1568 m npm rozpoczęliśmy marsz na znajdujący się już prawie na granicy z Albanią szczyt Magaro. Bardzo szybko opuściliśmy cienisty chłodny las i wyszliśmy na porośnięty trawami, ale i przebogaty w roślinność naskalną grzbiet górski. Od granicy lasu skręciliśmy ostro w prawo, by po początkowym podejściu wejść na Zeszliśmy trasą naszych kolegów, a oni naszymi śladami, by wspólnie autokarem zjechać do Klasztoru św Nauma. Zwiedzając to miejsce próbowaliśmy usłyszeć bicie serca świętego klęcząc przy jego grobowcu, podobnie jak czyni to większość pątników przybywając do grobu świętego ucznia Cyryla i Metodego. Jest to miejsce dość zatłoczone i skomercjalizowane. Pełno straganów i miejsc gastronomicznych, plażowiczów i turystów. Z W ostatni dzień pobytu w Macedonii, jakby na pożegnanie tego pięknego kraju i miejsca udaliśmy się z portu w Ochrydzie na spacer po zaułkach miasta, kierując się do położonej na skale nad jeziorem romańskiej cerkwi pw. Św. Jana Kaneo. Później przesiedliśmy się na łodzie, którymi za 2 euro dopłynęliśmy z powrotem do portu. Tutaj kilka lat temu postawiono wysokie pomniki św Cyrylowi i Metodemu. Pobyt w Ochrydzie kończymy przemarszem po głównym deptaku, aby wydać ostatnie denary macedońskie i ruszyć w stronę Bitoli i granicy greckiej. Jeszcze tego dnia musieliśmy zameldować się w hotelu Taxiarches w Aristi, w greckiej Zagorii. Cdn...
wsz
Wszystkich
zainteresowanych
umieszczeniem
tu
relacji
z
wycieczek PTT prosimy o
kontakt z webmasterem
|