Polskie  Towarzystwo Tatrzańskie
Statut Historia Informacje Odznaki PTT  Nowy Sącz Bezpieczeństwo GOPR Kontakt Księga Gości
Aktualności
Wycieczki i wyprawy
Regulamin wycieczek
Szlaki spacerowe
Przewodnicy
Na niebieskich szlakach
Koło PTT w Tarnobrzegu
Przyjaciele
Relacje
GALERIA
Strona główna


Retezat
RELACJE

Szpindlerowy Młyn - Karkonosze
5-9 lutego 2008

<ZDJĘCIA>

       Polskie Towarzystwo Tatrzańskie od 5 lat organizuje wyjazdy dla narciarzy zjazdowych. Choć nie jest to forma narciarstwa popierana statutowo przez „naszą” organizację, to nie możemy udawać, że nie ma potrzeby takich wyjazdów, zwłaszcza że w czasach Stanisława Barabasza narciarstwo stawiało dopiero swoje pierwsze kroki pod egidą TT. Poza tym narciarstwo takie jest nieodłącznie związane z górami. To również pewnego rodzaju sposób obcowania z przyrodą. Cyklicznie  Karkonoszeorganizujemy wyjazdy właśnie w Karkonosze, ponieważ jest to miejsce, gdzie króluje przede wszystkim narciarstwo biegowe. Widok ogromnych rzesz narciarzy biegowych może  zachęcać do tego sportu. To trzeba zobaczyć na żywo, w naturze i tak pięknym zimowym krajobrazie jakim są w tym okresie Karkonosze, bo żadne relacje słone nie oddadzą piękna tego jakże ekologicznego sportu.

    Kolejny rok udajemy się w to samo miejsce zakwaterowania, czyli do hotelu  TOP w Beneczku. Zaplanowany wyjazd z Nowego Sącza we wtorek 5 lutego na godzinę 15:30 zrealizowano bez poślizgu! Teraz tylko trasą do Krakowa (wsiada tam duża grupa „naszych” sympatyków) a następnie autostradą i drogą szybkiego ruchu do Wrocławia (tam również dołącza do nas grupa poznańska). W ilości 43 osób kwaterujemy się w hotelu TOP około północy, by jeszcze spożyć przed środą popielcową „obiadokolację”.

    Zaplanowany na środę wyjazd na narty do Rokitnic nie dochodzi do skutku z powodu ciepła i deszczu. Postanawiamy skorzystać z innych atrakcji Szpindlerowego Młyna – basenu. Jest to okres ferii również w Czechach więc podobne plany ma większość gości tego terenu, w kolejce trzeba wyczekać się  ponad godzinę aby zmoczyć swoje ciało tutejszym Aqua Parku. Później jakiś spacer w ciągle ulewnym deszczu i powrót do hotelu. Męska część oczekuje bezskutecznie na transmisję meczu piłkarskiego Polska – Czechy, cóż dodatkowe umartwienie w ten dzień.

Karkonosze    Następnego dnia budzi nas mroźny poranek, u narciarzy w oczach widać radość i głód  śniegu. Wyjeżdżamy pospiesznie o 8:15. Rekonesans poprzedniego dnia pozwala na decyzję skorzystania ze głównego„skiarealu” Szpindlerowego Młyna, gdzie obok parkingu znajduje się dolna stacja kolejki rozpoczynającej 13 km trasy. Grupa alternatywna udaje się na przystanek Skubisa. Zaplanowany jest w ten dzień wyjazd na przełęcz Karkonoska i tak to realizujemy po zakupieniu biletów w cenie 40 KSC u pana kierowcy. Przełęcz wygląda bajkowo. Widać że wczoraj tutaj padać musiał śnieg. Autobus dojeżdża w tunelu półtorametrowych zasp. Najpierw udajemy się do Szpindlerovki to choć budowla XIX wieczna, to obecnie hotel górski o wysokim standardzie. Wypijamy ciepłą czekoladę, kawę i wyruszamy w kierunku Petrowej Boudy (tak w Czechach nazywane są schroniska górskie). Trasa choć pełna śniegu, jednak poubijana przez ratraki, właśnie dla narciarzy biegowych. Co chwilę mijają nas narciarze ostrzegając czasami „do prawa!”. Nasza grupa wędruje na butach, wspomagając się tylko kijkami. Petrowa Bouda przypomina swoja tajemniczością schronisko z filmu „Lśnienie” z JackiemKarkonosze Nickolsonem. Budynek zamknięty na cztery spusty, poobklejany śniegiem i soplami lodu. Tutaj część postanawia wrócić powrotem ze powodu zimna, które wraz z wiatrem nasiliło się. Zostaje nas czwórka zdeterminowanych na zdobycie Wielkiego Szyszaka (1509 m npm).Poprzez Śląskie następnie Czeskie Kamienie (1413,1410 m npm) docieramy do Czarnej Przełęczy 1349 m npm. Po drodze fotografujemy okryte śniegiem  wspomniane kamienie. Na Przełęczy zatrzymujemy się w schronie na chwilę odpoczynku i posiłek. Widoczność spada do kilkunastu metrów a wiatr nasila się do bardzo dużej prędkości. Trzeba się pochylić i ubrać okulary aby móc poruszać się do przodu. Poprzez Śmielec 1429 m npm i przełęcz Pod Śmielcem wspinamy się na Wielkiego Szyszaka. Sam szczyt zdobywamy przypadkowo, już mieliśmy rezygnować z dalszej wędrówki ponieważ widoczność spadła do kilku metrów, gdy ukazała się jakaś bruzda kamienna. Za nią już widoczny szczyt z pomnikiem Cesarza Wilhelma. Docieramy tam robiąc pamiątkowe zdjęcie. Powracamy gnani wiatrem na Czarną Przełęcz a stamtąd poprzez Martiacovkę, Laure, Medvedią Boude docieramy do Medviediego Kolena, gdzie udaje mi się Karkonoszezatrzymać Ski Busa  Po drodze mija nas wiele grup narciarzy biegowych. Robią to, co na tych nartach robi się najtrudniej choć najprzyjemniej - zjeżdżają. Co rusz słyszymy odgłosy upadków i jęki tych, którzy się przewracają hamując. Na parkingu w Szpindlerowym ogorzali od wiatru i mrozu narciarze mają radość w oczach. Z przyjemnością  i satysfakcją powracamy do hotelu, gdzie po kolacji rekompensujemy sobie wczorajszy post nawiązką przy gitarze, na której przygrywa Bogdan Lorek.

umieszczona jest na północnym stoku Żalskiego Grzebienia ( 1049 m npm). Reszta rusza w stronę przełęczy Okraj. Po drodze okazuje się, że naszym autokarem tam nie możemy dojechać. Podejmuję decyzję o wjeździe do Pecu pod Śnieżką skąd wyjeżdżamy kolejką na Śnieżkę. Kolejka ta jest szacowną budowlą,
która w ciągu 25 min wywozi w dwóch etapach na Śnieżkę. Górna część rzadko kiedy kursuje, ale akurat nam się udało. Pogoda jest wręcz kryształowa, lasy poubierane świeżym śniegiem. Na górnej stacji doznajemy socjo-kulturowego spostrzeżenia: przechodzimy z czeskich zapachów knedlikowych sosów, do bigosowo-schabowego  zapachu polskiego schroniska. W cztery osoby mamy ambitny plan dojście do Szpindlerowego Młyna na parking. Pogoda jak na Śnieżkę rzadka, mamy szczęście. Co prawda zejście do przełęczy pod Śnieżką bez raków to niezbyt bezpieczny manewr, ale rzesze Polaków z dziećmi i w „adidasach” z zacięciem na twarzach atakująKarkonosze górę. Musieli tu wyjechać kolejką z Karpacza na Kopę (1377 m npm). Wędrujemy płaskowyżem w     Koleny dzień tj. piątek 8 lutego narciarze przerzucają się do „Herlikowskiego Skiareala”. Ta stacjastronę Body Lucni. To schronisko mieszczące 170 osób, i widać że co rusz „wypluwa” grupy narciarzy biegowych. My w ogromnym przedsionku urządzamy sobie posiłek. Tylko Łukasz Musiał wziął ze sobą „tury” wzbudzając zdziwienie i ciekawość młodych Czechów. Według znaków czeka nas 12 km marszu po śniegu, co prawda nieco ubitym. Szlakiem dla biegaczy docieramy do Chaty na Razczestie. Świeci słońce widoki są przewspaniałe. Jest prawda w twierdzeniu, że Karkonosze najpiękniejsze są w zimie. Nas jeszcze czeka kolejne 7 km, by dotrzec do górnej stacji kolejki narciarskiej w Szpindlerowym Młynie. Jeszcze tylko męczące zejście pod kolejką na parking, gdzie czekają na nas już od pół godziny. Powracamy zabierając narciarzy z Herlikowic. Narciarze narzekają na stan stoku i na wyziębnięcie w oczekiwaniu na autokar. Nam wytykają widoczne na naszych twarzach zmęczenie. Ale warto było, to co zobaczyłem zakonserwuje się pod powiekami do końca życia.

Karkonosze   
W ostatnim dniu wybieramy się tam gdzie mieliśmy w pierwszym -  do Rokytnic pod Lysą Horę ( 1344 m npm). To drugi po Szpindlerowym ośrodek narciarski w Karkonoszach o długości 12 km. Pogoda jest piękna, ale jest nieco cieplej i śnieg jest nieco mięki. Wyjeżdżamy wespół z narciarzami na Horeni Domki. Tam podziwiamy widoki, wędrując  szlakiem w Strone Lysej Hory. Dojście wydaje się niemożliwe z powodu licznych tras narciarskich przecinających nasza drogę. Biegaczy również mnóstwo , i widać że strój, jakość sprzętu dla Czechów to mało znaczący szczegół, najważniejsze to aktywność. Ponieważ dzisiaj powrót do kraju zjeżdżamy kolejką  by jeszcze chwilę oczekiwać na zapalonych narciarzy. Przez Harrachow obok „Czertowicy” wjeżdżamy do Polski na Przełęczy Jakuszyckiej. Rozwozimy naszych uczestników, a integracja powoduje to, że trudno i z żalem żegnamy się umawiając na kolejne wyprawy, spotkania, wymianę zdjęć. Do Nowego Sącza przyjeżdżamy w „dobrym czasie” około godz. 22, ale to zasługa naszego kierowcy pana Czesława z Alex Touru. Dziękujemy jemu bardzo. Ja chciałbym podziękować wszystkim uczestnikom za całokształt, za to że byli. Doświadczenie sugeruje nam pewne modyfikacje i zachęca do doskonalenia „naszych” działań, na które serdecznie zapraszam :)

[WS]
                   





 

Wszystkich zainteresowanych umieszczeniem tu relacji z wycieczek PTT prosimy o kontakt z webmasterem