Statut | Historia | Informacje | Odznaki | PTT Nowy Sącz | Bezpieczeństwo | GOPR | Kontakt | Księga Gości |
|
RELACJE
Słowacja W poszukiwaniu skarbów 26-27.05.2007 Tym razem wycieczka PTT nosiła tytuł „Poszukiwanie złotego runa” w Góry Szczawnickie. Argonauci Argonautami, ale skądinąd również wiadomo, że tam skarb twój, gdzie serce twoje... Więc nie tylko złote kopalnie i srebrne miasta, ale i zupełnie inne skarby nas interesowały. ŚWIT Ruszyliśmy raniutko, o 6 w kameralnej grupce z PTT. W tempie dostojnym suniemy przez Słowację, gdzie co krok pasmo górskie, zabytki, czy jakieś ciekawostki. Mijamy Tatry, Wielką i Małą Fatrę, żeby w końcu dojechać do Gór Szczawnickich. KREMNICA Po drodze robimy sobie postój w Kremnicy. Gdzieś pod nami są pewnie wyrobiska kopalń złota, dawno już nieczynnych. W średniowieczu rozbrzmiewał tu pewnie gwar tych, co wytwarzają i pożądają złota. Już w XIVw istniała tu mennica królewska, gdzie wybijano złote forinty. Nie wszystko jednak złoto, co się świeci, a fortuna kołem się toczy. Się potoczyła i to nie złoto widać na pierwszy rzut oka w Kremnicy, ale wyniosłą kolumnę morową, na której jak zwykle przeplata się tłum świętych. Tutaj szczególnie zadbano o patronów górnictwa. Miasteczko teraz jest ciche i spokojne. Tylko jakiś miejscowy kloszard towarzyszy naszej grupce i ciekawie na nas spogląda. Mamy niecałe pół godziny na zobaczenie Kremnicy. Pędzimy we dwie do kościoła Św. Katarzyny, chwilę zatrzymujemy się w neogotyckim wnętrzu, po czym nie bez trudu (dzięki robotnikom budowlanym!) odnajdujemy wejście na wieżę (bilet: 70SKK) i już mkniemy po krętych schodach na górę.. Widok przepiękny – czerwone rzędy dachówek wśród bujnych zielenią pagórków. Czas nas jednak pogania, więc i my gonimy dalej. GÓRY SZCZAWNICKIE – SITNO 1009 mnpm Z Kremnicy już niedaleko do celu. Mijamy Bańską Szczwnicę rzucając okiem na wejście do kopalni złota i dojeżdżamy do Szczawnickiej Bani, niegdyś ważnego ośrodka wydobycia rud. Przy drodze widać małe jeziorka – są to tzw. tajchy – unikatowy system kilkudziesięciu sztucznych zbiorników, które powstały dla celów przemysłowych, aby gromadzić wodę odprowadzaną z kopalń. Lądujemy nad jednym z takich jeziorek, które obecnie jest miejscem rekreacji okolicznych mieszkańców (budki, knajpy, plaża) Decydujemy się na krótszy szlak na Sitno, bo chcemy mieć potem jeszcze trochę czasu na zwiedzanie miasta. Szlak wiedzie przez las, pniemy się ścieżką jednostajnie pod górę. Docieramy do łąki, gdzie spotykamy grupę dzieci z sokołem – nic dziwnego, to w końcu ścieżka przyrodnicza. Znów wchodzimy w las i zaczynają się schody. W sensie dosłownym. Drypcimy więc po drewnianych stopniach aż do szczytu. Tuż przed wierzchołkiem skręcamy w prawo, aby z występu skalnego podziwić widok. Na szczytowym płaskowyżu stoi drewniana wieża widokowa, ale dzisiaj widoczność jest taka sobie, chwilę więc przysiadamy na kamieniach koło niej, by za chwilę szybko zejść na dół. Nad jeziorem czekamy na resztę grupy – pełen relaks w skwarne sobotnie popołudnie z chłodnym piwem i lodami.
BAŃSKA SZCZAWNICA Do Bańskiej Szczawnicy docieramy późnym popołudniem. Miasteczko, jak to bywa w Słowacji ciche i spokojne, jakby się zatrzymał czas. Gwarno i rojno jest jednak w okolicy zamku, gdzie właśnie trwają jakieś imprezy historyczno-folklorystyczne. Tutaj właśnie mamy szukać skarbów, jak pastuszek, któremu ukazała się salamandra przyprószona złotym i srebrnym pyłem i zaprowadziła go w miejsce, gdzie dzisiaj jest Bańska Szczawnica. Tak stała się jednym z najznamienitszych europejskich ośrodków wydobycia szlachetnych kruszców. Nic to, że było to dawno temu. Całe miasto okazuje się skarbem wpisanym na listę UNESCO. Pomyśleć, że już w XIIIw, zupełnie tak jak my teraz, mieszkańcy dreptali tymi pofalowanymi uliczkami w górę i w dół, minąwszy ratusz i kościół Św. Katarzyny przemierzali obszerny plac Świętej Trójcy – tam gdzie po latach, po epidemii dżumy stanął ogromny pomnik Św. Trójcy z czerwonego piaskowca (jest to najwyższa wieża morowa w Słowacji). Miasto rozwijało się dynamicznie – XVIIIw to szczyt jego rozwoju – Bańska Szczawnica stała się wtedy trzecim co do wielkości ośrodkiem Korony Węgierskiej. Wędrując przez starówkę znajdujemy kolejny skarb – kolorową figurę Jana Nepomucena z uwitym gniazdkiem zamiast aureoli. Widać, ptaszkowie niebiescy gustują w świętych. Dalej, na kramach rozstawionych wokół zamku znajdujemy kolejne skarby – słowacki oscypek i misternie ozdobione pierniczki (podobne wzornictwo zobaczymy w następnym dniu w Čičmanach, ale o tym jeszcze nie wiemy). Pod murami siedzą Janosiki, z sokołami przechadzaja się sokolniki, swoje dziełka tworzą rzemieślniki. Dobiega muzyka bardzo klimatyczna – ktoś gra na gęślach, mieszczki przechadzają się w średniowiecznych strojach. Wchodzimy na dziedziniec zamku – i tam jest w bród dóbr wszelakich w atmosferze etno-igrzysk. Garncarze, koronczarki, snycerze i hafciarki. Pod murem balia. Czyżby Święto Kadzi? Tylko Młodych do usługiwania Damom jakoś nie widać. No, ale to nie Toussaint i w ogóle nie ta bajka. Nieco zmęczone kończymy poszukiwanie skarbów, których nie uświadczy w kopalniach. Kopalnie zresztą też warto byłoby zwiedzić – podobno bardzo wart jest tego szlak turystyczny pod ziemią, ale to nie tym razem. BOJNICE Ruszamy do Bojnic. Na nocleg zatrzymujemy się w hotelu o niosącej złe skojarzenia nazwie „Drużba” – okazuje się jednak nader przyjemnym miejscem – czyste, wygodne pokoje, a sam pawilon położony wśród rozświergotanych kosami drzew (nocleg ze śniadaniem i obiadokolacją: 700SKK). Jeszcze przed snem robimy sobie krótki rekonesans na starówkę. Nastrojowo i ciepło – aleja prowadząca do bajkowego zamku pełna kafejek i innych turystycznych przybytków. Na alejkach rozleniwieni sobotnim upałem ludzie... Za dnia zamek wygląda inaczej – mniej tajemniczo, a bardziej imponująco. Po przejściu przez bramę widać rozłożysta lipę – najstarszą w Słowacji „Podľa povesti zasadil túto lipu Matúš Čák Trenčiansky v roku, keď zomrel posledný kráľ z rodu Arpádovcov Ondrej III., teda roku 1301.” Sam zamek powstał w XIIw, ale w obecny kształt zyskał dopiero w XIXw, gdy należał do rodu Palffych. Ekscentryczny graf Jan Francisek Palffy, wiele jeździł po Europie. Zakochał się nieszczęśliwie we francuskiej księżniczce, niestety, odtrącony, wykoncypował, że może jak zbuduje zamek w stylu romantycznych neogotyckich budowli, panna zapała doń afektem. Bojnicki zamek został więc całkowicie przebudowany – powstały blanki, wieże, wieżyczki i wieżyczusie, wykusze itp. ozdoby. Wnętrza też ozdobił eklektycznie. Licytował zawzięcie na europejskich aukcjach ozdoby, meble, bibeloty, cacuszka. Monokl, bokobrody, cylinder, afekt niespełniony, błysk w oku i jedna myśl : „Zamek swój widzę ogromny” Szalony graf... Pod koniec życia nie korzystał z luksusów swojego zamku, tylko przemieszczał się z miejsca na miejsce, aby uciec przed prześladującym go mężczyzną w czerni. A rodzina, nie mając zrozumienia dla romantyzmu, nasyłała na niego psychiatrów... Umarł w Wiedniu, ale jego szczątki wróciły do Bojnic, co przewidział w testamencie (zresztą podważanym przez rodzinę): „Ja, gróf Ján František Pálffy, nech umriem kdekoľvek, moje pozostatky treba odniesť do Bojníc.” W 1939r. zamek kupił Bata – zamek za buty. Wesoły jest mariaż ekonomii z historią. Wojna jednak szybko zmiotła wszelkie marzenia i plany, po czym ustrój sprawiedliwości dziejowej zabrał bogatym, oddał biednym. Tym sposobem skończyły się szaleństwa, a powstało państwowe muzeum (bilet: 180SKK). Które niniejszym zwiedzamy. Wnętrza w różnym stylu, pomieszczenia prywatne, portrety dawnych właścicieli, ich krewnych i znajomych, wspaniała ornamentyka. Pod zamkiem jest grota w trawertynowej skale, do której wiedzie 26m studnia. My zstępujemy do otchłani po schodach. Najpierw zatrzymujemy się przy krypcie, gdzie jest grobowiec z truchłem (jak mówi przewodniczka) grafa Jana i jego rodziny. Stamtąd jest przejście do groty, gdzie bije źródło, które wyrzeźbiło skałę, i gdzie znaleziono szkielet neandertalczyka.. Nastrojowo tu musi być podczas nocnego zwiedzania zamku. W ogóle imponujące jest jak Słowacy wykorzystują swoje zabytki – ile mają pomysłów na jak najbardziej atrakcyjne przedstawienie historii i wykorzystanie walorów. W samych Bojnicach to: dzienne i nocne zwiedzanie, Międzynarodowy Festiwal straszydeł, Walentynkowy weekend, Dni rycerskie, Szkoła w muzeum, Bojnickie lato kulturalne, Dni rycerskie, Szlacheckie Boże Narodzenie i Trzech Króli, przegląd teatralny. W rozległym parku obok zamku jest najstarsze w Słowacji Zoo, a obok termalne kąpielisko. Na to nie mamy już czasu, bo czekają na nas góry. MAŁA
FATRA – KLAK (1351mnpm)
Czekają
na nas góry. Po drodze na Faczkowską Przełęcz małe
przebieranko i możemy wychodzić na
szlak wiodący
na
jeden ze szcztów Małej
Fatry – Klak. Początek drogi jest bardzo łagodny – otwarta przestrzeń,
pachnące
łąki, świergot ptasząt. Szybko jednak wchodzimy w las, szlak się zwęża,
podłoże
robi się coraz bardziej błotniste. Niestety, nie wszyscy mają kije,
więc co
chwilę ktoś ześlizguje się w dół. Już sobie wyobrażamy zejście, a
właściwie
ślizg w dół z tych warunkach. W końcu droga przez błoto kończy się,
chwilę
odpoczywamy na wielkiej łące z widokiem na góry i pełnika
europejskiego. Dalej
droga jest już sucha, łagodna i szeroka. Towarzyszy nam
charakterystyczna woń,
bo brzegi lasu są porośnięte czosnkiem
niedźwiedzim. Przed samym szczytem pojawiają się malownicze skałki i
coraz
piękniejsze widoki. Spotykamy tu dzielnych cyklisytów z Krakowa.
Rodacy! ČIČMANY Po drodze zatrzymujemy się na chwilę w unikatowej, malowanej wiosce Čičmany, gdzie mieszkańcy swoje potrzeby estetyczne realizują w sposób konsekwentny od 200 lat. Malują chałupy, zbudowane z ciemnych bali w białe, geometryczne wzroki, jakby żywcem przeniesione z wzorów do haftowania. Wygląda to bardzo ciekawie – cała uliczka w jednolitej, trochę jakby indiańskiej ornamentyce. Jednolitej, ale zróżnicowanej – każdy dom ma rys charakterystyczny, zwłaszcza elementy na szczytach domów są zróżnicowane – ptaki, romby, gałązki. I to nie tylko domy są tak malowane, ale i inne elementy architektury, np. studnia, mostek, płoty. Szkoda, że muzeum jest już nieczynne, można by się dowiedzieć więcej o historii tej wsi. BETLEJEM - RAJECKA LEŚNA
Ostatni
przystanek w drodze to
Rajecka Lesna (dawniej Frivald) w pobliżu Żyliny, gdzie od XV wieku
odbywały
się mariackie pielgrzymki. Celem pielgrzymek był neogotycki Kościół
Narodzenia
Matki Bożej, teraz przybysze głównie odwiedzają Betlejem. W budynku
obok, w
Domu Narodzina Bożego znajduje się bowiem największa rzeźba drewniana
na
świecie – Szopka Słowacka. Jest to dzieło jednego człowieka – Józefa
Pekaru. Podobno wyśnił to Betlejem
– zobaczył we
śnie ruchomą szopkę ze Świętą Rodziną w centrum i całym krajem
dookoła. Rzeźbił kolejne fragmenty
dzieła, a inżynier Stanisław Machovcak ożywiał drewniane figury za
pomocą
ukrytych łańcuchów rowerowych i silniczków. Cała Słowacja w jasnym
drewnie, od wschodu
do zachodu. Są zamki, szczyty gór,
Dunaj z płynącymi przezeń statkami, i ludzie zajmujący się
charakterystycznymi
dla danego regionu pracami: zbieracze winogron, tkacze, górnicy,
rolnicy,
biesiadujący w karczmie, pławiący się w kąpieliskach, praca i zabawa.
Poznajemy
też Bojnice z szalonym zamkiem i
zjawiskowe Čičmany. Faktycznie – Słowacja w miniaturze. Józef Pekaru
doczekał
się poświęcenia Betlejem przez Jana Pawła II w 2002r., dwa tygodnie
potem
rzeźbiarz zmarł... Zostawiając po sobie niewątpliwy skarb.
Mieliśmy
jeszcze
w planach Rajeckie Teplice. Nie ma jednak już czasu, zresztą o
tej
porze, pod wieczór, pewnie i tak kąpieliska są nieczynne. ***
Kolejny kawałek Słowacji – jak skarby wydobyte z zakopanej w górach skrzyni... Te kawałki układają mi na kształt puzzli. Za każdym razem widzę inne miejsce Słowacji, a z ich sumy wyłania się coś bardzo pięknego. Niedługo tu wrócę po kolejny puzzel. Tym razem tatrzański. Joanna Dryla-Bogucka
|