Statut | Historia | Informacje | Odznaki | PTT Nowy Sącz | Bezpieczeństwo | GOPR | Kontakt | Księga Gości |
![]() |
PRZEWODNICY PTT ![]() Ryszard Eustazy
PATYK
(+16.09.2012) Ryszard Patyk był jednym z najaktywniejszych przewodników PTT, człowiekiem o wielkim doświadczeniu górskim, kulturze i uroku osobistym. T16 września, w niedzielę w godzinach południowych Ryszard spadł w przepaść podczas wspinaczki z grupą przyjaciół, przy Pośrednim Gangku (Słowacja). Ostatnio obchodził jubileusz przeprowadzenia 150 wycieczek PTT. Miał 63 lata. Zaprowadził nas na tyle szczytów, nauczył kochać góry, a w szczególności właśnie Tatry. Wycieczki przez niego prowadzone miały niepowtarzalny urok, a podczas przejazdów autokarem zawsze za sprawą Ryszarda towarzyszyła nam wspaniała muzyka. Teraz, kiedy znajdziemy się na tatrzańskich graniach, czy usłyszymy Va pansiero Verdiego zawsze towarzyszyć nam będzie wspomnienie o Rysiu, a On, może czasem na chwilę opuści rajskie łąki, aby razem z nami przemierzać górskie szlaki... (JDB)
Po polskiej stronie Tatr pogoda nie była najgorsza. Po słowackiej wręcz przeciwnie. O poranku w minioną niedzielę Ryszard Patyk i dwoje jego przyjaciół byli jednak na Słowacji. On posiadał największe doświadczenie w wyprawach górskich. Ocenił, że zaplanowana wspinaczka nie będzie możliwa. Pozostawili sprzęt taternicki w aucie. Kaski, liny, czekany. Wybrali się w rejon podejścia na szczyt zwany Gankiem, tylko na rekonesans. Nikt nie przypuszczał, że to spacerowe wyjście może być dla Ryszarda ostatnim spojrzeniem z bliska na umiłowane Tatry. Ostatnim spojrzeniem na świat. Około godz. 11.20 runął w przepaść. Tatry fascynowały i wciągały Ryszarda. Z Nowego Sącza, gdzie zamieszkał z wyboru, przez lata wyruszał w różne masywy. Był na najwyższej górze Irlandii - Carrantuohill (1039 m n.p.m.). Wiele razy patrzył na Karpaty z najwyżej położonych miejsc w Rumunii i Ukrainie. Dwakroć mierzył się z Mont Blanc w Alpach. W zdobyciu tego najwyższego punktu Europy przeszkodziła mu pogoda. W latach 2001 i 2003 zawracał spod szczytu. - Od lat marzył o skompletowaniu Korony Tatr, wejściu na wszystkie szczyty piętrzące się powyżej 2400 metrów nad poziomem morza - opowiada Wojciech Szarota, prezes sądeckiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, w którym działał Ryszard Patyk. - Brakowało mu jedynie Ganku (2462 m n.p.m.) w słowackiej części Tatr. Chciał wdrapać się tam zanim, dla własnej satysfakcji, złoży egzamin na przewodnika tatrzańskiego. Według członka sądeckiego PTT Ryszarda Wójsa, Patyk był taternikiem rozważnym, ale z dużą fantazją. Dawniej wspinał się, aby fotografować. Teraz fotografował, żeby udokumentować, gdzie się wspiął. W niedzielne przedpołudnie przyjaciele Ryszarda utrwalili go, kiedy szedł z nimi w stronę Ganku. Słowaccy ratownicy Horskiej Zachrannej Slużby są pewni, że sądeczanin zmylił drogę. Dlatego szedł trasą wspinaczkową. Prezes sądeckiego PTT opowiada, że przyjaciele, z którymi Ryszard wędrował w niedzielę, zapamiętali, jak na odgłos spadającego kamienia zrobił gwałtowny unik. Wtedy stracił równowagę lub złapał się jakiegoś występu skalnego, którego dotknąć nie należało. Runął w dół. Ryszard Patyk wiele razy mówił znajomym, że marzy, by kiedyś nie męczyć się niedołężnością i powolnym umieraniem. By wyjść w góry nie byle jakie, lecz swe ukochane Tatry i tam zginąć w jednej chwili. Tatry spełniły Jego marzenie. Upomniały się o niego przedwcześnie. Miał dopiero 63 lata i wielkie plany. ![]() 22.09.2012 NA RAMIONACH PRZYJACIÓŁ OSTATNIA DROGA RYSZARDA PATYKA. Rodzina, przyjaciele i znajomi żegnali dziś tragicznie zmarłego Ryszarda Patyka, dyrektora Centrum Medycznego „Batorego” i członka Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Miłośnik górskich wędrówek dożył 63 lat. Ryszard Patyk zginął w niedzielę 16 września wskutek nieszczęśliwego wypadku w słowackich Tatrach. Za wieczny
spokój zmarłego odprawiona została Msza Święta
żałobna w bazylice św. Małgorzaty w Nowym Sączu.
Świątynię zapełnili ludzie, którzy przyszli
pomodlić się o duszę zmarłego i podziękować za
wszelkie dobro, którego dokonał. (...)
Pamiętajmy o dobru, którym świętej pamięci
Ryszard nas obdarowywał, o tym jakim był
wspaniałym i bezinteresownym człowiekiem, pełnym
miłości – mówił podczas kazania kapłan
odprawiający Mszę żałobną
![]() O godzinie 13 na cmentarzu komunalnym odprawiono uroczystości pogrzebowe. – Prowadził ludzi wysoko w góry, aby podziwiać piękno świata – mówił kapłan podczas ostatniego pożegnania w kaplicy, wokół której zgromadziło się ponad tysiąc osób. Sama lista zamawiających Msze Święte za zmarłego wymagała kilkuminutowego odczytania. Przed trumną szły poczty sztandarowe Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, Koła Przewodników PTT "Beskid" i sądeckiego oddziału PTTK „Beskid”, zaś ją samą nieśli w charakterystycznych czerwonych polarach koledzy Ryszarda Patyka z górskich szlaków. – Pośredni Ganek będzie dla nas zawsze miejscem, gdzie łączy się życie ze śmiercią – mówiła jedna z pracownic Centrum Medycznego „Batorego”. Podobnie ostatnimi słowami złożyli hołd zmarłemu członkowie Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Nowy Sącz pożegnał dyrektora placówki medycznej, przewodnika górskiego, a przede wszystkim szanowanego i lubianego człowieka, kochanego męża, ojca i dziadka. (ALF, JB) Fot. JB OSTATNI WYWIAD Z
RYSZARDEM PATYKIEM
"Poznaj przewodników PTT" pod
takim tytułem ukazał się w ostatnim numerze "Beskidu"
obszerny wywiad rozpoczynający cykl, który
będzie kontynuowany w kolejnych wydaniach naszego
oddziałowego periodyku."Beskid" - Maria Dominik W pierwszej grupie „przepytywanych” znalazł się Ryszard Patyk, jeden z najbardziej aktywnych, obchodzący niedawno jubileusz 150 poprowadzonych społecznie wycieczek. Nikt nie przypuszczał,że 151 będzie jego ostatnią. Kochał góry i muzykę, zarażając swą miłością wszystkich wokół. Słynął z żelaznej kondycji i niespożytej energii, której dawał upust na szlakach, tak, że trudno było dotrzymać mu kroku. Z uporem maniaka usiłował nauczyć nas arii operowych czy starych szlagierów Piwnicy Pod Baranami podczas autokarowych tras dojazdowych w góry. W pamięci pozostaną jego słynne filozoficzne stwierdzenia m.in. o tym, że „najzdrowsze jest to jedzenie, którego się nie zjadło”, koneserom trunków wyrzucał zaś „stan wskazujący na ratowanie budżetu państwa”. Odwieczny wegetarianin walczył z mięsożercami określając ich niezbyt subtelnie „ścierwojadami”. Zawsze uśmiechnięty, pełen zapału i pasji... 1. Skąd się wzięło Twoje zainteresowanie górami? Góry
interesowały mnie, jak pamiętam, od zawsze. Kiedy
mieszkałem w Szczawnicy, niemal codziennie miałem
kontakt z Pieninami i Beskidem Sądeckim. Po
przyjeździe do Nowego Sącza, niemal wszystkie
weekendy spędzałem w górach ze znajomymi.
Działałem w Komisji Turystyki Górskiej PTTK.
Organizowaliśmy wtedy pierwsze rajdy nocne.
Zacząłem nawet kurs przewodnika tatrzańskiego i
przodownika turystyki rowerowej, ale dostałem
„powiestkę” do odbycia służby wojskowej. Muszę
przyznać, że obycie górskie bardzo przydało się w
trakcie służby, którą odbywałem w VI Pomorskiej
Dywizji Powietrzno-Desantowej. Zwłaszcza podczas
ćwiczeń w Beskidach i Bieszczadach.
2.
Twoje
pierwsze szczytowanie: ile miałeś lat i jaką
zdobyłeś górę?Trudno
powiedzieć, która góra była pierwsza. Największe
jednak wrażenie zrobiła na mnie wycieczka w IV
klasie szkoły podstawowej do Szczawnicy.
Nauczyciel geografii, zresztą sam zapalony
turysta, zorganizował dla klasy wycieczkę w Tatry,
z noclegiem na Kalatówkach. Pierwsza wędrówka
tatrzańska odbyła się na trasie: Dolina
Kondratowa, Kopa Kondracka, Przełęcz Kondracka i
powrót na Kalatówki.
3. Jakie pasma górskie oraz ciekawe i egzotyczne miejsca do tej pory odwiedziłeś? Przez wiele lat
uzbierało się tego trochę. Dzięki PTT, poza
polskimi, poznałem wiele gór: Słowacji, Czech,
Rumunii, Bułgarii, Grecji a także Alpy austriackie
i francuskie. Od pewnego czasu część urlopu
spędzam w Irlandii, gdzie poznaję tamte góry.
Zdobyłem najwyższy szczyt Irlandii, Carrantuohill
o wysokości 1040 m. Niech nikogo nie śmieszy ta
wysokość. Wyprawę zaczyna się na poziomie morza,
więc przewyższenie jest większe niż z Morskiego
Oka na Rysy.
![]() 4. Jak wysoko już byłeś w górach? Moim najwyższym
szczytem był chyba jeden ze szczytów alpejskich w
Austrii, Kreuzspitze (3.455) Najwyżej jednak byłem
idąc z Maćkiem na Mont Blanc. Nie dotarłem na
szczyt, musiałem zawrócić z powodu fatalnej
pogody, gdzieś z wysokości około 4.400 m n.p.m.
5. Co daje ci tak aktywne życie i ciągłe obcowanie z ryzykiem? Bardzo wiele!
Przede wszystkim odreagowanie całotygodniowych
stresów w pracy zawodowej. Poza tym wysiłek
fizyczny, dzięki któremu nie mogę narzekać na
zdrowie. Ponadto wrażenia estetyczne. Po górach
chodzimy przez cały rok a one są piękne o każdej
porze roku. Co do ryzyka, to staram się go unikać,
zwłaszcza, gdy prowadzę grupę. Góry, jak każdy
żywioł, nie są ani „dobre” ani „złe”. One są
bezwzględne. Nie wybaczają błędów. Media bez
przerwy donoszą o górskich dramatach i tragediach,
których można było uniknąć. Wystarczyłoby nieco
więcej wyobraźni...
Było kilka
takich wyzwań jednak najbardziej pamiętam wyprawę
na Mont Blanc. Kiedy przyjechaliśmy do Chamonix
była piękna pogoda. Na drugi dzień, wczesnym
rankiem udaliśmy się do Saint Gervais skąd
specjalnym „tramwajem” wyjechaliśmy na wysokość
ok. 2.300 m n.p.m. Stamtąd pieszo do schroniska
Aiguille du Goûter (3863 m n.p.m.) na skraju
lodowca. Tam kilka godzin snu na karimacie
położonej na podłodze i około godz. 1:00 wyruszamy
w kierunku szczytu. Początkowo niewinnie (w dole
po lewej stronie pięknie oświetlone Chamonix), w
miarę upływu czasu i nabierania wysokości pojawia
się opad lodowych płatków, które z silnym wiatrem
coraz bardziej sieką po twarzy. Byliśmy bez szans.
Wiatr ze śniegiem zaczyna zasypywać wyżłobioną w
grani ścieżkę. Zaczęło być niebezpiecznie.
Wściekły na cały świat musiałem zawrócić. Gdybyśmy
przyjechali o jeden dzień wcześniej nie byłoby
sprawy. Mont Blanc to stosunkowo „łatwa” góra, ale
przy złej pogodzie szalenie niebezpieczna. W jej
rejonie rocznie ginie kilkadziesiąt osób. Może
jeszcze będzie okazja skopać jej zadek..
.7. Jakie podróże i wyprawy planujesz w przyszłości? W moim wieku
nie robi się już takich planów. PTT organizuje
wielodniowe wyprawy w bardzo ciekawe okolice.
Osobiście nie biorę już w nich udziału. Za duży na
nich tłok, zbyt wielu przypadkowych ludzi.
Chciałbym jeszcze być na Mont Blanc i zdobyć
Elbrus. Ale to nie takie proste. Może Maciek da
się namówić na Mont Blanc. On z tą górą też ma
swoje porachunki. Zaś Elbrus to skomplikowane
przedsięwzięcie, choćby biorąc pod uwagę
nieciekawe stosunki Rosji i Gruzji, a Elbrus jest
na ich pograniczu.
8. Opowiedz o swojej drodze zdobycia uprawnień przewodnickich. Kiedy
przystąpiłem do PTT, Maciek myślał o
zorganizowaniu kursu przewodnickiego. PTT nie
miało wtedy przewodników „własnego chowu”. Na
początek przyznano mi uprawnienia Przewodnika GOT,
który mógł potwierdzać punkty do uzyskania
Górskiej Odznaki Turystycznej. W 1998 roku
rozpoczął sie kurs dla przewodników górskich. Był
to pierwszy po reaktywacji Towarzystwa kurs
przewodników górskich PTT. Jednocześnie staraliśmy
się o uprawnienia przewodników terenowych i
pilotów wycieczek. Jeszcze istniało województwo
nowosądeckie i miała wejść w życie ustawa o
usługach turystycznych. Egzamin zdawaliśmy przed
komisją, którą powołał wojewoda nowosądecki, ale
już legitymacje z uprawnieniami państwowymi
wręczał nam wojewoda małopolski. Teraz takie
uprawnienia nadaje marszałek województwa. Na kurs
zapisało się ok. 50 osób. Kurs trwał 2 lata.
Zajęcia teoretyczne były co tydzień, do tego
zaliczyliśmy kilkadziesiąt wycieczek szkoleniowych
na obszarze całych Beskidów: Od Beskidu Śląskiego
po Bieszczady. Egzamin końcowy był praktyczny (w
terenie) i teoretyczny. Niemal wszyscy zdali go. Z
biegiem czasu jednak okazało sie, że tak naprawdę,
to tylko około 10 przewodników wykazuje się
aktywnością na rzecz organizacji. Co innego zdać
(nawet bardzo dobrze) egzamin a inną rzeczą jest
właściwie poprowadzić wycieczkę, panować nad
sytuacją w grupie i do końca zrealizować zadania,
jakie
9. W jakie rejony najczęściej jeździsz, jako przewodnik komercyjny? Już od dawna
nie prowadzę takich wycieczek. Dawniej były to
Pieniny, Gorce, Beskid Sądecki. Teraz skupiam się
na wycieczkach dla naszego Oddziału PTT.
Aktualnie
uczestniczy
w cotygodniowych wycieczkach grupa wspaniałych
ludzi, którym chodzenie po górach sprawia
autentyczną radość. Nawet kiepska pogoda nie jest
w stanie odstraszyć ich od wyjazdu. Już samo bycie
razem sprawia nam przyjemność. Członkowie tej
grupy potrafią być bardzo wyrozumiali dla
przewodnika, kiedy coś zawali (któż nie robi
błędów?) a jak do tego dodać radość ze zdobycia
szczytu i np. rozkosze podniebienia przy
konsumpcji pierożków, gołąbków czy kapuśniaczków
Pani Ewy, to oczywistym jest, że jak w góry to
tylko z PTT! Klient komercyjny jest często
sfrustrowany: bo góry są za wysokie, deszcz za
mokry a w ogóle to czy jeszcze daleko do
schroniska? Zdarzało się, że prowadzona grupa była
komp
10. Opowiedz o najzabawniejszej i najtrudniejszej sytuacji, która przytrafiła ci się w pracy przewodnickiej. Kilka lat temu
prowadziłem (pilotowałem) wycieczkę autokarową
wyższej szkoły zawodowej z jednego z miast
podkarpackich. Towarzystwo jechało do Bułgarii nad
Morze Czarne (Złote Piaski). Skład socjalny
autokaru: od profesora do woźnego. Na pierwszym
fotelu zasiadł pewien docent o potężnych
gabarytach a obok niego małżonka. Gdzieś w
Rumunii, w pobliżu gór Cozia w przełomie rzeki
Aluty, postanowiłem uatrakcyjnić przejazd
autokarem i zapodać słuchaczom arię z III aktu
opery Giuseppe Verdiego Nabucco, słynne Va
pensiero. Rozdałem tekst oryginału wraz z
tłumaczeniem, opowiedziałem nieco o historii
powstania tego dzieła i poprosiłem kierowcę o
odtworzenie arii, zachęcając do wspólnego
śpiewania. Po wybrzmieniu arii, siedzący w środku
autokaru profesorowie wraz z małżonkami
gratulowali mi pomysłu, zachwyceni wspaniałą
muzyką. Ale kiedy wracałem na przód autobusu
słyszę, jak małżonka owego docenta o potężnych
gabarytach mówi z przekonaniem: A ja tam
wolę „Majteczki w kropeczki”! To bowiem „dzieło”
disco polo, kierowcy często odtwarzali podczas
jazdy.
Co zaś tyczy się trudnych sytuacji to przypominam sobie jedno z zimowych wejść na Babią Górę. Podchodziliśmy od południa, od Stańcowej. Na dole wyglądało niewinnie. Jednak w miarę nabierania wysokości wzmagał się wiatr i mgła. W miejscu, gdzie kiedyś było schronisko Beskidenverein, widoczność ograniczona była do kilkunastu metrów. Po prostu mleko i jeden ryk wichru. Sam nie wiem jak weszliśmy na Diablaka. Tam z wielkim niepokojem czekałem na wszystkich uczestników wycieczki. Wiatr był tak silny, że przewracał ludzi. I jeszcze ta mgła. Po skompletowaniu grupy, już razem, schodziliśmy w kierunku Krowiarek. Dzisiaj wiem, że powinienem zawrócić grupę. Było zbyt niebezpiecznie i mogło dojść do tragedii. Tylko, że takie zawracanie jest bardzo niehonorowe, po prostu obciach! 11. Od kiedy należysz do PTT, opowiedz o swoich dokonaniach w tej organizacji. Do PTT należę
od roku 1997. Dokonań brak. Kiedy powstało koło
przewodników, w pierwszej kadencji byłem członkiem
zarządu koła. Również przez jedną kadencję byłem
członkiem sądu koleżeńskiego. Nie aspiruję do
stanowisk kierowniczych. Kierowania mam
wystarczająco dużo na co dzień. Zresztą wybrane
władze oddziału i koła przewodników pełnią swe
funkcje zadowalająco i nie ma powodu by im w tym
przeszkadzać.
16.09.2012 w rejonie Pośredniego Ganku w ukochanych przez siebie Tatrach zginął Ryszard Patyk... Tak trudno uwierzyć, że nie zaśpiewa już swym operowym głosem; nie przygotuje kolejnych folderów z trasą wycieczki i słowem na niedzielę; nie skarci tych co grupę spowalniają, zarzucając im brak świeżości w... |