|
W podróż na Ukrainę wyruszyliśmy przed północą. Na nic te starania się zdały. Na granicy w Korczowej czekała kolejka składająca się z kilkunastu autokarów. Odprawa obywała się z prędkością niecałych dwóch autokarów na godzinę, co pogranicznicy tłumaczyli awarią systemu informatycznego. Na odprawę trzeba było czekać w liczącej kilka kilometrów kolejce, ale uzbrojeni w determinację i cierpliwość przekroczyliśmy granice po dziewięciu godzinach. Z wielkim opóźnieniem dotarliśmy do Lwowa, zwiedzanego potem w iście ekspresowym tempie. Ale nawet ta pośpieszna wędrówka pełna była nastroju nostalgii, wypełnionej śladami polskiej historii. Szczególnym przeżyciem była wędrówka pomiędzy niezliczonymi mogiłami na Cmentarzu Orląt Lwowskich. Poza Lwowem roztacza się już zupełnie inna Ukraina, ta gdzie można znaleźć dzikie jeszcze górskie szlaki Czarnohory. Pierwszą wędrówkę wytyczył szlak na Popa Ivana, trzeci co do wysokości szczyt na południowo-wschodnim krańcu pasma Czarnohory (2028 m. n.p.m. ) Najpierw trzeba było podjechać, dokąd się dało, autokarem, by ostatnie kilometry przebyć zdezelowanym ukraińskim busem do Dżemborni. To połączenie sprawiło, że dopiero po godzinie jedenastej wyruszyliśmy na szlak, poprzez Połoninię Smotrycz, gdzie w szałasie pasterskim degustowaliśmy świeży bundz. Dalej wędrówka wiodła poprzez wodospad Pod Iliuchową i Połoninę Iliuchową. Tam z powodu nadciągającej burzy, przewodnik zarządził odwrót. Kilka osób założyło sobie ambitny plan i wyruszyło wcześniej z namiotami, aby przejść granią Czarnochory. Udało się następnego dnia. Oni zdobyli Popa Ivana. Pozostali, w pomrukach burzy, zeszli powoli do Dżemborni. Z wyprawy wróciliśmy nieco niepocieszeni. W kolejny dzień przyniósł wędrówkę na Bliżnicę (1881 m. n.p.m), najwyższy szczyt Świdowca. To takie trochę większe Bieszczady z bajkowymi połoninami. Plan udało się zrealizować, choć w pierwszych godzinach marszu było nieco mgliście. Na szlaku spotkaliśmy grupę ukraińskich turystów. Oni robili sobie fotę na szczycie ze swoja flagą, my ze swoją. Ostatecznie, flagi, w imię przyjaźni ludzi gór, zostały związane i wszyscy stanęli do wspólnej fotografii. Wieczorem wszyscy świętowaliśmy piękną trasę i widoki. Kolejnego dnia pogoda była wspaniała, ale nas czekała jeszcze kilkunastogodzinna droga do Polski, poprzez Stanisławów i Stryj, gdzie zatrzymaliśmy się na krótką przerwę w podróży. A potem był powrót do Nowego Sącza, powrót do codziennej, pracowitej rzeczywistości, ale są wspomnienia pięknej Ukrainy…. Tam szum Prutu Czeremoszu” (WSz) |
|
|
|
|
|
| ||||||
|
|
|
|
|
| ||||||
|
|
|
|
|
| ||||||
|
|
|
|
|
| ||||||
|
|
|
|
|
| ||||||
|
|
|
|
|
| ||||||
|
|
|
|
|
| ||||||
|
|
|
|
|
| ||||||
|
|
|
|
|
| ||||||
|
|
|
|
|
| ||||||
|
|
|
|
|
| ||||||
|
|
|
|
|
| ||||||
|
|
|
|
|
|
Całkowita ilość zdjęć: 78 | Create web photo albums with Jalbum | Chameleon skin | Pomoc |