|
W
czwartym dniu naszej majówki od pogody zależało wiele. Prognozy były
niezłe, więc z optymizmem wyruszyliśmy na dwa szlaki. Większość grupy
wybrała się na rejs wśród wysp PN Kornati pod przewodnictwem Arka
Rybińskiego. Pogoda dopisała, wysepki z wdziękiem się prężyły na
Adriatyku, podczas postoju można było nawet zdobyć wierzchołek jednej z
wysp. Na statku muzykanci grali, podrywając wycieczkowiczów do tańca,
jedzenia (mięso i ryby), tudzież wina nie zabrakło, słońce towarzyszyło
od początku do końca.
Druga grupa w liczbie 18 osób zdecydowała się na wędrówkę na najwyższy szczyt Chorwacji – Dinarę. Miejscowi przewodnicy twierdzili, że wędrówka zajmie nawet 8 godzin, więc ruszyliśmy pod presją czasu (termin obiadokolacji!). Aby nie opóźniać marszu tym, którzy chodzą szybciej podzieliśmy się na dwie grupy – szybsza prowadzona była przez Gosię, wolniejsza – przez Marysię. Założyliśmy, że do 14 musimy być na szczycie, po tym czasie będziemy już schodzić. Grupa Gosi dotarła na szczyt po 3 godzinach, w dobrej pogodzie. Druga grupa też początkowo cieszyła się słońcem i widokami, oraz dobrym czasem. Do momentu, gdy zorientowaliśmy się, że poszliśmy trochę za daleko. Powrót na właściwy szlak opóźnił nas o 1,5 godziny, ale utrzymując dobre tempo mieliśmy jeszcze szansę na zdobycie dachu Chorwacji. Dotarliśmy tam w momencie, gdy rozpętała się burza, z krupą śnieżną (czy może gradem?) – w każdym razie siekło lodowato i mokro. Ewakuowaliśmy się ze szczytu czym prędzej, ale deszcz już nam nie odpuścił. W drodze powrotnej co rusz nadciągała spowijająca wszystko ciemnością chmura przynosząca kolejną ulewę. Do autokaru wróciliśmy przemoczeni do suchej nitki. Ale jak to zawsze sobie powtarzamy w każdych okolicznościach – warto było! (JDB) |
Całkowita ilość zdjęć: 198 | Pomoc |