Witam...
Jestem córką Janusza Badury. Nazywam
się Ewa Staszko.
Wspólnymi siłami – przede wszystkim – myślowo informacyjnymi posłużył
mi w tym liście tata, a starając się zapewnić poprawność stylistyczną i
ortograficzną jego treść wzięłam na siebie. Przyczyny te są kolejno
wyjaśniane, chcąc przybliżyć problemy zdrowotne mojego ojca.
W dniu 07 lutego 2008 r. tato przeszedł pierwszy zawał serca w wyniku
którego założyli mu w PAKS w Bielsku-Białej stenta i jeszcze w maju
tegoż roku wymieniono go na lepszy gatunkowo. Po długim przebywaniu na
zwolnieniu lekarskim tata został zwolniony z pracy.
Dzięki swojej sympatii Krystynie po jej usilnych namowach do
konsultacji dermatologicznej zauważonej na lewej łopatce zmiany, coś
podobnego do czerniaka – jesienią 2008 r. uzyskując po rozpoznaniu
przez lekarza dermatologa, że jest to tylko znamię – tata otrzymał
skierowanie do chirurga, aby poddać się jego usunięciu. Jednak po
rutynowym, laboratoryjnym wykonaniu badania wycinka okazało się że jest
to czerniak i wymagał w Beskidzkim Centrum Onkologii w Bielsku-Białej
operacyjnego zastosowania tzw. wycięcia z szerokim marginesem
tkankowym. Po jego dokonaniu tata jeździł na kontrolne badania
onkologiczne (w pierwszym 2009 r. co miesiąc, następnie w 2010 r. co
trzy miesiące). Gdyby nie ta szybka wizyta u dermatologa to na dzień
dzisiejszy sytuacja mogłaby być o wiele gorsza.
W międzyczasie jako że tata stracił pracę, a nie czuł się na tyle zdrów
aby podjąć nową, inną – po konsultacji z lekarzem prowadzącym
skierowany został stosowny wniosek do ZUS o przyznanie renty, którego
mu odmówiono. Praktycznie rok 2009 i większą połowę roku 2010 tata
spędził na rozprawach w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej walcząc o
swoje prawa.
W kwietniu 2010 r. w związku z nasilaniem się duszności bolesnej po
chorobie wieńcowej kardiolog prowadzący zlecił u taty wykonanie
diagnostyki inwazyjnej układu krążenia w PAKS w Ustroniu. Wykonanie
koronografii spowodowało, że kardiolog zadecydował o wstawieniu
następujących dwóch stentów, aby zmniejszyć ryzyko kolejnego grożącego
mu zawału ściany przedniobocznej serca. Od tej pory tata musi
przyjmować specjalistyczny lek przeciw zakrzepowy Areplex (jego
odstawienie grozi zawałem ze zgonem włącznie). Po tym zabiegu PAKS w
Ustroniu skierowała tatę na zabiegi rehabilitacyjne w Sanatorium
Uzdrowiskowym „USTROŃ” a na powtórną rehabilitację w tym samym
uzdrowisku w lipcu 2010 r. tata został skierowany przez ZUS
Bielsko-Biała w celu poprawy zdrowia, które nie przyniosły rezultatu.
W tych nowych okolicznościach Okręgowy Sąd VI Wydział Pracy i
Ubezpieczeń Społecznych w Bielsku-Białej zwrócił wniosek o rentę do ZUS
Bielsko-Biała, który w październiku 2010 r. przyznał jednoroczną rentę
tacie.
Sytuacja finansowa zmusiła jednak tatę do tego, iż mimo renty a także
wcześniej uzyskanego statusu osoby niepełnosprawnej (w grudniu 2009 r.
orzeczonym o stopniu niepełnosprawności umiarkowanym przez Powiatowy
Zespół ds. Orzekania o Niepełnosprawności w Cieszynie) poszukiwał sobie
dodatkowej pracy w zakładzie chronionym, gdzie uregulowania prawne są
korzystne przede wszystkim dla pracodawcy i tak tata od 12 grudnia 2010
r. miał rozpocząć swój pierwszy dzień w nowej pracy w Przedsiębiorstwie
Wielobranżowym INTEGROS Bielsko-Biała jako strażnik ochrony mienia w
„Elektrometalu” S.A. w Cieszynie.
Tata bardzo się cieszył z toku spraw: przyznana mu renta i fakt
dodatkowego zarobku zapowiadały ustabilizowanie życia. Jednak los
sprawił, że nie zdążył nacieszyć się tym szczęściem, gdyż dzień 11
grudnia 2010 r. był dla nas feralny. Tata dostał pierwszy raz w życiu
atak padaczki objawowej uogólnionej. Po przewiezieniu do szpitala i
zrobieniu TK głowy rozpoznano u niego wtórny nowotwór złośliwy mózgu,
który okazał się zmianą przerzutową po wycięciu czerniaka w listopadzie
2008 r. Po konsultacjach neurologiczno – chirurgicznych lekarze
zdecydowali o operacji usunięcia guza mózgu w Wojewódzkim Szpitalu
Specjalistycznym Nr 2 w Jastrzębiu Zdroju. Operacja miała odbyć się
jeszcze w dniu 22 grudnia 2010 r. a więc w sercu był wielki ból i
smutek jako, że wcześniej z wnuczkiem Samuelkiem i zięciem Robertem
planowaliśmy w gronie rodzinnym tradycyjnie spędzić ten okres
wigilijno-świąteczny. Ale jednak los sprawił, że stało się trochę
inaczej. Poinformowano nas, że operacja taty zostanie przesunięta na 29
grudnia 2010 r. (dokładnie w 59.te urodziny taty). W dniu 27 grudnia
2010 r. tata został przyjęty i poddany konsultacjom tak poważnej
operacji guza mózgu w wyniku których ze względu na obciążenia
kardiologiczne odstąpiono od leczenia operacyjnego. Z tego względu tata
został skierowany na konsultacje do prof. Rafała Tarnawskiego w Centrum
Onkologii w Gliwicach w celu wypalenia guza metodą cybernetyczną
(radioterapia stereotaktyczna).
W międzyczasie czekając na wyznaczoną konsultację w Gliwicach na 14
stycznia 2011 r. w dniu 05 stycznia 2011 r. tata dostał kolejny atak
padaczkowy – tym razem trochę łagodniejszy, bo po paru godzinach w
szpitalu i podaniu kroplówek odebrałam tatę do domu.
14 stycznia br. podczas konsultacji w Gliwicach wyznaczono tacie
terminy zabiegów na 19 lutego – pierwsza dawka frakcyjna i na dzień 26
luty druga dawka frakcyjna. Termin ten poprzedzały jeszcze dwie wizyty
w III Klinice Radioterapii w celu procedur przygotowawczych tj.
wykonanie tzw. kokonu na głowę (9 luty) i wykonanie specjalistycznego
TK głowy aby zlokalizować dokładne miejsce guza w obrębie płata
skroniowego lewego (11 luty).
Z niecierpliwością czekając na wyznaczoną datę zabiegu, w dniu 2 lutego
tata doznał poważnego obrzęku mózgu z cechami afazji ruchowo-czuciowej.
Pierwsze trzy dni stan taty był bardzo poważny. Niewiadomo było co
będzie dalej. Tata nic nie mówił, nie reagował na bodźce zewnętrzne.
Było naprawdę bardzo źle. W takiej sytuacji gdyby nie nastąpiła
poprawa, termin zabiegu uległby przesunięciu. Na szczęście po trzech
dniach zaczęła wracać mowa, ale ze znacznym upośledzeniem. Stan zdrowia
lekarze ocenili na tyle dobrze, że dnia 7 lutego wypisali go do domu,
lecz ze zwiększoną ilością lekarstw i sterydów. Do dnia zabiegu tata
przebywał pod moją opieką w Ustroniu.
Na dzień dzisiejszy tata przyjął już dwie dawki frakcyjne po 10 Gy,
której skutki uboczne tych naświetlań wywołują przede wszystkim bardzo
znaczne osłabienie organizmu, utratę masy ciała, częściowe pogorszenie
się jego wzroku, spowolnienie wszelkich czynności, mowę z występującym
upośledzeniem i utratą ponad połowy używanych dotąd słów, popromienną
martwicę tkanki mózgowej. Lekarze zaznaczyli, że rokowania są poważne,
a co za tym stwierdzeniem idzie musimy cieszyć się z każdego dnia.
Tata, będąc wielkim miłośnikiem gór, pasjonatem pokonywania szlaków
oraz perci górskich na dzień dzisiejszy ma tak słabą kondycję i formę,
że jego siły ledwo starczają na to aby poruszać się po domu, a wejście
na pierwsze piętro mieszkania jest obecnie o wiele cięższym wyzwaniem
jak np. wejście jakie jeszcze w dniu 14 listopada 2010 r. z koleżanką
Agnieszką Kliś (z Bielska-Białej) przeszedł odcinek grani z
Kościelcowej Przełęczy na Kościelec. To będzie dla taty na pewno
sentymentalna tatrzańska wspinaczka...
Porównując jeszcze wcześniejszą kondycję taty z września ub. r., kiedy
to potrafił przyjechać z Cieszyna do mnie do Ustronia (ok. 15 km)
rowerem górskim, zabrać Samuelka na dwugodzinny spacer i wrócić z
powrotem do Cieszyna, to dzisiejsze wejście do mieszkania na pierwszym
piętrze jest bardzo dużym wysiłkiem ukazującym skalę problemu jaki się
pojawił. Jest to dla mnie straszne patrzeć jak w krótkim stosunkowo
czasie nowotwór może niszczyć i osłabiać człowieka. Tata zawsze
prowadził zdrowy tryb życia (nie pali od 30 lat, nie przepadał za
używkami typu alkohol, zwraca uwagę na odżywianie) a i tak to nic nie
pomogło, aby uniknąć strasznej choroby.
Aby wzmocnić organizm taty powinien on przyjmować drogie leki (są to
tabletki o bogatej zawartości minerałów, witamin, aminokwasów,
polisacharydów oraz nukleozydów, które wzmacniają siły odpornościowe
organizmu, wspomagają terapię nowotworową i zmniejszają agresywność
nowotworów i możliwość wystąpienia kolejnych przerzutów) na które
niestety go nie stać. Jego renta ledwo starcza na bieżące potrzeby.
Długo myślałam nad tym jak mogłabym pomóc tacie gdyż mnie z mężem
również nie stać na te drogie leki i wpadłam na pomysł żeby napisać
tego e-maila i wysłać z dołączonym tym listem przedstawiającym sytuację
a zarazem z prośbą o wsparcie finansowe do szerokiego grona osób, które
tata poznał w swoim życiu. Być może z tak dużą liczbą znajomych o
dobrym sercu, którzy nie będą mieli sumienia usunąć tak po prostu tego
e-maila do kosza uda nam się uzbierać przynajmniej na pierwszych kilka
miesięcy na te lekarstwa. Ważny jest tutaj każdy dzień, bo z dnia na
dzień jest gorzej z osłabieniem organizmu, a tata nie zakupił jeszcze
tych lekarstw.
Otworzyłam specjalnie konto w Banku Śląskim wyłącznie na tą potrzebę,
gdyż i tak teraz w większości pomagam i opiekuję się tatą. Lekarze
zalecili tacie ograniczać do niezbędnego minimum korzystanie z telefonu
komórkowego, przebywanie przed komputerem, ze względu na złą emisję
promieniowania, dlatego w razie jakichkolwiek pytań dotyczących o
zdrowie taty można kontaktować się przede wszystkim ze mną pod numerem
telefonu 608 047 457, zaś do taty od kilku lat można się
dodzwonić pod numer 694 334 587.
Z pozdrowieniami i wyrazami szacunku
Janusz Badura i Ewa Staszko
„Jeśli ktoś prosi nas o pomoc,
to znaczy że jesteśmy jeszcze coś warci”
/Paulo Coelho/