Cieszyn, dnia 05 marca 2011 r.

 

Witam...

Jestem córką Janusza Badury. Nazywam się Ewa Staszko.
Wspólnymi siłami – przede wszystkim – myślowo informacyjnymi posłużył mi w tym liście tata, a starając się zapewnić poprawność stylistyczną i ortograficzną jego treść wzięłam na siebie. Przyczyny te są kolejno wyjaśniane, chcąc przybliżyć problemy zdrowotne mojego ojca.
W dniu 07 lutego 2008 r. tato przeszedł pierwszy zawał serca w wyniku którego założyli mu w PAKS w Bielsku-Białej stenta i jeszcze w maju tegoż roku wymieniono go na lepszy gatunkowo. Po długim przebywaniu na zwolnieniu lekarskim tata został zwolniony z pracy.
Dzięki swojej sympatii Krystynie po jej usilnych namowach do konsultacji dermatologicznej zauważonej na lewej łopatce zmiany, coś podobnego do czerniaka – jesienią 2008 r. uzyskując po rozpoznaniu przez lekarza dermatologa, że jest to tylko znamię – tata otrzymał skierowanie do chirurga, aby poddać się jego usunięciu. Jednak po rutynowym, laboratoryjnym wykonaniu badania wycinka okazało się że jest to czerniak i wymagał w Beskidzkim Centrum Onkologii w Bielsku-Białej operacyjnego zastosowania tzw. wycięcia z szerokim marginesem tkankowym. Po jego dokonaniu tata jeździł na kontrolne badania onkologiczne (w pierwszym 2009 r. co miesiąc, następnie w 2010 r. co trzy miesiące). Gdyby nie ta szybka wizyta u dermatologa to na dzień dzisiejszy sytuacja mogłaby być o wiele gorsza.
W międzyczasie jako że tata stracił pracę, a nie czuł się na tyle zdrów aby podjąć nową, inną – po konsultacji z lekarzem prowadzącym skierowany został stosowny wniosek do ZUS o przyznanie renty, którego mu odmówiono. Praktycznie rok 2009 i większą połowę roku 2010 tata spędził na rozprawach w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej walcząc o swoje prawa.
W kwietniu 2010 r. w związku z nasilaniem się duszności bolesnej po chorobie wieńcowej kardiolog prowadzący zlecił u taty wykonanie diagnostyki inwazyjnej układu krążenia w PAKS w Ustroniu. Wykonanie koronografii spowodowało, że kardiolog zadecydował o wstawieniu następujących dwóch stentów, aby zmniejszyć ryzyko kolejnego grożącego mu zawału ściany przedniobocznej serca. Od tej pory tata musi przyjmować specjalistyczny lek przeciw zakrzepowy Areplex (jego odstawienie grozi zawałem ze zgonem włącznie). Po tym zabiegu PAKS w Ustroniu skierowała tatę na zabiegi rehabilitacyjne w Sanatorium Uzdrowiskowym „USTROŃ” a na powtórną rehabilitację w tym samym uzdrowisku w lipcu 2010 r. tata został skierowany przez ZUS Bielsko-Biała w celu poprawy zdrowia, które nie przyniosły rezultatu.
W tych nowych okolicznościach Okręgowy Sąd VI Wydział Pracy i Ubezpieczeń Społecznych w Bielsku-Białej zwrócił wniosek o rentę do ZUS Bielsko-Biała, który w październiku 2010 r. przyznał jednoroczną rentę tacie.
Sytuacja finansowa zmusiła jednak tatę do tego, iż mimo renty a także wcześniej uzyskanego statusu osoby niepełnosprawnej (w grudniu 2009 r. orzeczonym o stopniu niepełnosprawności umiarkowanym przez Powiatowy Zespół ds. Orzekania o Niepełnosprawności w Cieszynie) poszukiwał sobie dodatkowej pracy w zakładzie chronionym, gdzie uregulowania prawne są korzystne przede wszystkim dla pracodawcy i tak tata od 12 grudnia 2010 r. miał rozpocząć swój pierwszy dzień w nowej pracy w Przedsiębiorstwie Wielobranżowym INTEGROS Bielsko-Biała jako strażnik ochrony mienia w „Elektrometalu” S.A. w Cieszynie.
Tata bardzo się cieszył z toku spraw: przyznana mu renta i fakt dodatkowego zarobku zapowiadały ustabilizowanie życia. Jednak los sprawił, że nie zdążył nacieszyć się tym szczęściem, gdyż dzień 11 grudnia 2010 r. był dla nas feralny. Tata dostał pierwszy raz w życiu atak padaczki objawowej uogólnionej. Po przewiezieniu do szpitala i zrobieniu TK głowy rozpoznano u niego wtórny nowotwór złośliwy mózgu, który okazał się zmianą przerzutową po wycięciu czerniaka w listopadzie 2008 r. Po konsultacjach neurologiczno – chirurgicznych lekarze zdecydowali o operacji usunięcia guza mózgu w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym Nr 2 w Jastrzębiu Zdroju. Operacja miała odbyć się jeszcze w dniu 22 grudnia 2010 r. a więc w sercu był wielki ból i smutek jako, że wcześniej z wnuczkiem Samuelkiem i zięciem Robertem planowaliśmy w gronie rodzinnym tradycyjnie spędzić ten okres wigilijno-świąteczny. Ale jednak los sprawił, że stało się trochę inaczej. Poinformowano nas, że operacja taty zostanie przesunięta na 29 grudnia 2010 r. (dokładnie w 59.te urodziny taty). W dniu 27 grudnia 2010 r. tata został przyjęty i poddany konsultacjom tak poważnej operacji guza mózgu w wyniku których ze względu na obciążenia kardiologiczne odstąpiono od leczenia operacyjnego. Z tego względu tata został skierowany na konsultacje do prof. Rafała Tarnawskiego w Centrum Onkologii w Gliwicach w celu wypalenia guza metodą cybernetyczną (radioterapia stereotaktyczna).
W międzyczasie czekając na wyznaczoną konsultację w Gliwicach na 14 stycznia 2011 r. w dniu 05 stycznia 2011 r. tata dostał kolejny atak padaczkowy – tym razem trochę łagodniejszy, bo po paru godzinach w szpitalu i podaniu kroplówek odebrałam tatę do domu.
14 stycznia br. podczas konsultacji w Gliwicach wyznaczono tacie terminy zabiegów na 19 lutego – pierwsza dawka frakcyjna i na dzień 26 luty druga dawka frakcyjna. Termin ten poprzedzały jeszcze dwie wizyty w III Klinice Radioterapii w celu procedur przygotowawczych tj. wykonanie tzw. kokonu na głowę (9 luty) i wykonanie specjalistycznego TK głowy aby zlokalizować dokładne miejsce guza w obrębie płata skroniowego lewego (11 luty).
Z niecierpliwością czekając na wyznaczoną datę zabiegu, w dniu 2 lutego tata doznał poważnego obrzęku mózgu z cechami afazji ruchowo-czuciowej. Pierwsze trzy dni stan taty był bardzo poważny. Niewiadomo było co będzie dalej. Tata nic nie mówił, nie reagował na bodźce zewnętrzne. Było naprawdę bardzo źle. W takiej sytuacji gdyby nie nastąpiła poprawa, termin zabiegu uległby przesunięciu. Na szczęście po trzech dniach zaczęła wracać mowa, ale ze znacznym upośledzeniem. Stan zdrowia lekarze ocenili na tyle dobrze, że dnia 7 lutego wypisali go do domu, lecz ze zwiększoną ilością lekarstw i sterydów. Do dnia zabiegu tata przebywał pod moją opieką w Ustroniu.
Na dzień dzisiejszy tata przyjął już dwie dawki frakcyjne po 10 Gy, której skutki uboczne tych naświetlań wywołują przede wszystkim bardzo znaczne osłabienie organizmu, utratę masy ciała, częściowe pogorszenie się jego wzroku, spowolnienie wszelkich czynności, mowę z występującym upośledzeniem i utratą ponad połowy używanych dotąd słów, popromienną martwicę tkanki mózgowej. Lekarze zaznaczyli, że rokowania są poważne, a co za tym stwierdzeniem idzie musimy cieszyć się z każdego dnia.
Tata, będąc wielkim miłośnikiem gór, pasjonatem pokonywania szlaków oraz perci górskich na dzień dzisiejszy ma tak słabą kondycję i formę, że jego siły ledwo starczają na to aby poruszać się po domu, a wejście na pierwsze piętro mieszkania jest obecnie o wiele cięższym wyzwaniem jak np. wejście jakie jeszcze w dniu 14 listopada 2010 r. z koleżanką Agnieszką Kliś (z Bielska-Białej) przeszedł odcinek grani z Kościelcowej Przełęczy na Kościelec. To będzie dla taty na pewno sentymentalna tatrzańska wspinaczka...
Porównując jeszcze wcześniejszą kondycję taty z września ub. r., kiedy to potrafił przyjechać z Cieszyna do mnie do Ustronia (ok. 15 km) rowerem górskim, zabrać Samuelka na dwugodzinny spacer i wrócić z powrotem do Cieszyna, to dzisiejsze wejście do mieszkania na pierwszym piętrze jest bardzo dużym wysiłkiem ukazującym skalę problemu jaki się pojawił. Jest to dla mnie straszne patrzeć jak w krótkim stosunkowo czasie nowotwór może niszczyć i osłabiać człowieka. Tata zawsze prowadził zdrowy tryb życia (nie pali od 30 lat, nie przepadał za używkami typu alkohol, zwraca uwagę na odżywianie) a i tak to nic nie pomogło, aby uniknąć strasznej choroby.
Aby wzmocnić organizm taty powinien on przyjmować drogie leki (są to tabletki o bogatej zawartości minerałów, witamin, aminokwasów, polisacharydów oraz nukleozydów, które wzmacniają siły odpornościowe organizmu, wspomagają terapię nowotworową i zmniejszają agresywność nowotworów i możliwość wystąpienia kolejnych przerzutów) na które niestety go nie stać. Jego renta ledwo starcza na bieżące potrzeby.
Długo myślałam nad tym jak mogłabym pomóc tacie gdyż mnie z mężem również nie stać na te drogie leki i wpadłam na pomysł żeby napisać tego e-maila i wysłać z dołączonym tym listem przedstawiającym sytuację a zarazem z prośbą o wsparcie finansowe do szerokiego grona osób, które tata poznał w swoim życiu. Być może z tak dużą liczbą znajomych o dobrym sercu, którzy nie będą mieli sumienia usunąć tak po prostu tego e-maila do kosza uda nam się uzbierać przynajmniej na pierwszych kilka miesięcy na te lekarstwa. Ważny jest tutaj każdy dzień, bo z dnia na dzień jest gorzej z osłabieniem organizmu, a tata nie zakupił jeszcze tych lekarstw.
Otworzyłam specjalnie konto w Banku Śląskim wyłącznie na tą potrzebę, gdyż i tak teraz w większości pomagam i opiekuję się tatą. Lekarze zalecili tacie ograniczać do niezbędnego minimum korzystanie z telefonu komórkowego, przebywanie przed komputerem, ze względu na złą emisję promieniowania, dlatego w razie jakichkolwiek pytań dotyczących o zdrowie taty można kontaktować się przede wszystkim ze mną pod numerem telefonu 608 047 457, zaś do taty od kilku lat można się dodzwonić pod numer 694 334 587.

Z pozdrowieniami i wyrazami szacunku
Janusz Badura i Ewa Staszko

„Jeśli ktoś prosi nas o pomoc,
to znaczy że jesteśmy jeszcze coś warci”
/Paulo Coelho/

Dla osób, które zdecydują się pomóc podaję numer konta na które można wpłacać pieniążki:
- dla osób z Polski: 08 1050 1096 1000 0090 7832 8169
- dla osób z zagranicy: SWIFT (BIC) – INGBPLPW – PL 08 1096 1000 0090 7832 8169
- dane do konta: Ewa Staszko, ul. G. Morcinka 32/51, 43-430 Skoczów